Tag: zespół ratownictwa medycznego

Dzień z życia medyka vol. 12. „Piątek, piąteczek, piątunio!”

Dla wielu ludzi piątek jest dniem szczególnym. Większość z nas bardzo go lubi, w przeciwieństwie do znienawidzonego poniedziałku. Dla wielu pracujących piątek często oznacza ostatni w tygodniu dzień pracy, początek weekendu. Wielu ludzi od samego rana zyskuje nową energię, dodatkowego „kopa”, bo wystarczy przeżyć ten dzień i już mamy dwa dni wolnego…

deska_kamil

fot. Mariusz Jankowski

Oczywiście mam na myśli tych, którzy pracują od poniedziałku do piątku i weekendy zazwyczaj mają wolne. W ratownictwie weekend przypada czasem w poniedziałek, a czasem w środę. Czasem też  mamy weekend w weekend, ale część z nas wtedy również pracuje, na przykład w innym miejscu. Weekend przypada wtedy, gdy mamy wolne. Czyli zazwyczaj wtedy, gdy inni pracują, stąd też ciężko jest uzgodnić plany urlopowe.

W moim przypadku piątek ma jeszcze inne znacznie. Otóż w naszym pogotowiu piątek jest tak zwanym dniem technicznym.

Kiedyś była to sobota, ale jak wszyscy pogotowiarze wiedzą – w weekendy duża część naszych pacjentów przypomina sobie, że od tygodnia, albo dwóch jest chora i w trybie pilnym wymaga konsultacji zespołu ratownictwa medycznego, stąd zmiana na piątek. Dzień techniczny oznacza sprzątanie i uzupełnianie leków, sprzętu. Tylko niech ktoś sobie przypadkiem nie myśli, że karetka jest wtedy wyłączona, czy zdjęta z dyżuru. Pracujemy normalnie (czyli tyle, ile sobie zażyczą dzwoniący pod numer 999, lub 112), a przy okazji musimy „ogarnąć” karetkę.

A opisywany dyżur wyglądał mniej więcej tak:

08.30 – ból w klatce piersiowej, po 2 operacjach serca – na początek dobre wieści: operacje serca były, ale ponad 20 lat temu (w wieku dziecięcym). A to oznacza, że obecny stan pacjentki najprawdopodobniej nie jest związany z przebytymi operacjami. W toku badania okazuje się, że pacjentka ma wszystkie parametry w normie, a jej stan (nie będę szczegółowo opisywał typu dolegliwości) jest związany raczej z trybem życia, jaki zafundował jej mały człowieczek, który pojawił się w jej życiu dwa miesiące temu 🙂 Krótko: mały daje w kość i nie pozwala odpocząć. Pacjentka nie chciała jechać do szpitala, więc została w domu, ale z zaleceniem kontroli w POZ, lub u lekarza prowadzącego.

10.50 – zasłabła – sympatyczna starsza pani (ponad 80 lat), która potknęła się o bruk i upadła. Dobrze ludzie nie pozwolili jej wstać i wezwali zespół ratownictwa medycznego. Obrażeń brak, wszystkie parametry w normie, pacjentka nie zgłaszała żadnych dolegliwości i udała się do domu.

11.40 – stan po zasłabnięciu, siedzi na murku – i znów dobre wieści: siedzi! Siedzi, czyli nie leży. A to oznacza, że prawdopodobnie nie jest aż tak źle. Parametry w normie, a opisywane dolegliwości i wywiad od pacjenta wskazują, że pacjent ma raczej problemy z psychiką, niż z ciałem. Ten pacjent również udał się samodzielnie do domu, z zaleceniem kontaktu z POZ.

13.00 – padaczka – czterdziestoletni, stały klient. Ten z kategorii znanych nam z imienia, nazwiska i numeru PESEL (czyli wielokrotnie przez nas „notowany”). Według relacji świadków (o wątpliwej wiarygodności spowodowanej spożyciem dość znacznej ilości alkoholu pod różną postacią) – miał napad drgawek. Świadkowie wskazują nawet na stłuczenie policzka, które rzekomo miało powstać na skutek tego napadu drgawek. Podczas badania pacjent przyznaje, że spożywał alkohol, a konkretnie denaturat („te ch..e mnie nauczyli”). Policzek go boli, bo kilka dni temu dostał lanie. Panicznie boi się izby wytrzeźwień*, szpitala nie lubi, nic od nas nie chce i udaje się do domu.

15.00 – upadł, rana głowy – mężczyzna 55 lat (wyglądający na jakieś 70) podczas wychodzenia ze sklepu zaliczył klasyczną glebę. Można powiedzieć, że mu się spadochron nie otworzył, albo źle wyliczył wyjście z progu. Efektem złych wyliczeń byłą rana głowy, okolicy potylicznej. Skóra głowy jest dość dobrze unerwiona i unaczyniona, dlatego takie zdarzenia mogą wyglądać dramatycznie (dużo krwi), ale zazwyczaj nie są groźne dla zdrowia i życia.  Nasz pacjent oczywiście jest pod wpływem alkoholu. Nie życzy sobie pomocy i udaje się do domu, który znajduje się po drugiej stronie ulicy.

17.15 – słaba, wysokie ciśnienie, wymioty – a do tego 85 lat. W trakcie badania: ciśnienie w normie (sąsiadka mierzyła, więc może się pomyliła?), pacjentka neguje wymioty, a słaba jest, bo „już nie te lata”. Klasyczne Z03 (czyli według klasyfikacji ICD-10: ogólne badanie) i powrót na stację.

* w Kaliszu nie ma izby wytrzeźwień. Jej rolę częściowo przejęła Policyjna Izba Zatrzymań, ale pospolicie nadal nazywana jest „wytrzeźwiałką”.

Między wyjazdami udało nam się trochę „ogarnąć” karetkę, uzupełnić sprzęt i leki. I tak nam właśnie minął piątek, piąteczek piątunio…


Amnezja


0498
Jakiś czas temu na dyżurze „ratowałem” pewnego pana, który siedział na ławce. I właśnie to siedzenie na ławce było głównym powodem wezwania zespołu ratownictwa medycznego.

Dobrzy ludzie stwierdzili, że człowiek ten z pewnością wymaga pomocy, ale nie byli łaskawi poczekać na nas w miejscu wezwania. Widocznie dobrzy ludzie mieli ważniejsze sprawy na głowie. Może zakupy w jednej z pobliskich galerii, których w Kaliszu niemało?

Nasz nowy pacjent ewidentnie pachniał denaturatem, miał też zaburzenia mowy (od tygodnia). Można by pomyśleć, że to klasyczne upojenie alkoholowe.  Jednak pan zarzekał się, przysięgał, że alkoholu nie spożywał, a śmierdzi denaturatem, ponieważ koledzy polali. Dobrze skwitował to mój kolega z zespołu: „kto by był na tyle głupi, żeby dyktę* marnować?”. My jednak nie mamy możliwości sprawdzenia poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu, czy we krwi. A poza tym samo spożycie alkoholu przecież grzechem nie jest…

Oprócz zaburzeń mowy (które mogą świadczyć między innymi o udarze mózgu) nasz pacjent miał też problemy z chodzeniem (od tygodnia). Czyli ma pewne ubytki neurologiczne, ale nie można ustalić, czy jest to świeża sprawa, czy też pozostałość po wcześniejszych schorzeniach. A poza tym bolał go brzuch, bark (od dwóch dni), głowa („od dawna”). Był też mokry (padał deszcz) i lekko wychłodzony (nic dziwnego). Można powiedzieć: wszystko w jednym, do wyboru do koloru. Ilość „schorzeń” ułatwia nam podjęcie decyzji o transporcie do szpitalnego oddziału ratunkowego, jednak nie ułatwia postawienia rozpoznania.

Finalnie nasz pacjent trafił do szpitala, gdzie okazało się, że jest to stały klient. Z uwagi na stan ogólny (spowodowany ciężką, wieloletnią pracą na swoje schorzenia) został nawet przyjęty na oddział, podejrzewam jednak, że długo tam nie zabawi. Podczas rutynowych badań okazało się, że miał 1,40 promila alkoholu we krwi. Czyli do rozpoznania warto by było dopisać amnezję, na która nasz pacjent niewiątpliwie cierpi…

*dykta – jedno z wielu określeń na denaturat.


Pogotowie ratunkowe lekiem na całe zło?

Pokłóciłeś się z żoną? Mąż ma kochankę? Boli Cię głowa po wczorajszej mocno zakrapianej alkoholem imprezie? Awantura rodzinna? Dziecko ma problemy w szkole? A może podejrzewasz je o branie narkotyków? Wiekowa babcia od dwóch tygodni nie chce jeść? Albo trzeba podnieść z podłogi pana, który przesadził z ilością C2H5OH, a może panią, która sobie w życiu jedzenia nie żałowała i teraz nie jest w stanie samodzielnie się poruszać („niech mamusia się nie rusza, panowie mamusię zniosą, panowie od tego są”)*.

Natychmiast dzwoń po pogotowie ratunkowe! Przecież nie odmówi, prawda? A jak odmówi to TVN, Gazeta Wyborcza, cała rzesza dziennikarzy i przeróżne „rzetelne” media tylko czekają na okazję, żeby zrobić „zadymę” oczywiście w trosce o dobro pacjenta (czy też potencjalnego pacjenta). Natychmiast pojawi się również chmara ekspertów, którzy zlecą się do mediów, jak muchy do miodu, aby robić mądre, zatroskane miny i ferować wyroki.

A poza tym, u nas każdy kogoś zna. Jeden sędziego, drugi prokuratora, trzeci policjanta, a jeszcze inny ma w rodzinie „szanowanego prawnika”, który jest gotów zniszczyć całe pogotowie wraz z przyległościami.

Nie można zapomnieć również o tym, że każdy Polak zna się wybitnie na piłce nożnej, prawie, polityce no i oczywiście (a jakże!) na medycynie. I nie zawaha się z tej wiedzy i swoich szerokich znajomości skorzystać, aby tylko osiągnąć swój cel: wezwać pogotowie ratunkowe. Wezwać nawet wtedy, gdy ewidentnie nie jest potrzebne. Wezwać nawet wtedy, gdy zespół ratownictwa medycznego pomóc nie może. Wezwać, żeby wezwać!

4037Przecież mi się należy, przecież płacę podatki!
W tym kraju każdy podatki płac i każdemu się wszystko należy (a nawet jeśli nie płaci, to twierdzi, że płaci).
Kilka lat temu „zbierałem” z ulicy bezdomnego pijaka, który mi udowadniał, że mu się należy, bo przecież ma zasiłek (czyli i ubezpieczenie społeczne)! Cyganie (ups, przepraszam, bądźmy poprawni politycznie – Romowie**) również mają wszelkie świadczenia. A widział ktoś kiedyś pracującego Roma?
Oni też są ubezpieczeni przez urząd pracy. Należy im się…

Zresztą, jakie to ma znaczenie? W Polsce wszelkie świadczenia realizowane przez zespoły ratownictwa medycznego realizowane są bezpłatnie. Nie ma siły na to, aby w jakikolwiek sposób wyegzekwować opłatę na nieuzasadnione wezwanie. Bo przecież biegunka od tygodnia może nagle okazać się bólem w klatce piersiowej, a do bólu głowy trwającego od roku mogą nagle dołączyć się zaburzenia równowagi i zaburzenia mowy (medycy będą wiedzieć czym to pachnie). A z krosty na pośladku przecież można się wykrwawić…

A jeśli ktoś NAPRAWDĘ będzie w tym czasie potrzebował pomocy? Cóż, ma pecha! Mógł sobie wcześniej zadzwonić po pogotowie ratunkowe, przewidzieć, że będzie miał wypadek komunikacyjny, albo zostanie napadnięty i pobity. Wtedy będzie można rozpętać aferę o to, że pogotowie ratunkowe za długo jechało (pewnie spali, jedli, a może wódkę pili?). Bo przecież w tym kraju każdy kogoś zna, przeróżne „rzetelne” media tylko czekają na aferę, a tzw. eksperci zaczną się zlatywać jak muchy do miodu, by robić mądre, zatroskane miny i ferować wyroki…

* To są prawdziwe wezwania.

** Pod­czas I Świa­to­wego Kon­gresu Romów, który odbył się w 1971 roku, przed­sta­wi­ciele grup okre­śla­nych jako Cy­ganie usta­lili, że chcą, by na­zy­wano ich Ro­mami. Rom to słowo wy­stę­pu­jące w więk­szości rom­skich dia­lektów, pod­czas gdy Cygan jest słowem obcym, nazwą, która zo­stała im na­rzu­cona. Co więcej, słowo cygan (pi­sane małą li­terą, ale w mowie nie widać prze­cież róż­nicy) może zo­stać użyte jako obelga – źródło.


Nowa siedziba Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu

fot. Mariusz Jankowski

fot. Mariusz Jankowski

Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu ma nową siedzibę.
1 sierpnia 2013 roku jednostka została przeniesiona z ul. Nowy Świat 35 do budynku przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kaliszu, w którym dawniej mieściła się przychodnia medycyny pracy.

Przeprowadzka jest konsekwencją włączenia Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu (które wcześniej było samodzielną jednostką) w struktury Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Aktualnie w nowej siedzibie stacjonują cztery zespoły ratownictwa medycznego: trzy karetki specjalistyczne (w składzie z lekarzem) oraz jedna karetka podstawowa (w składzie bez lekarza). Docelowo część zespołów ma być rozmieszczona na terenie Kalisza, jednak ich lokalizacja nie jest jeszcze znana. Dyslokacja karetek ma skrócić czas dojazdu do pacjenta.

Nie zmieniła się lokalizacja karetek na terenie powiatu kaliskiego. Zespoły ratownictwa medycznego nadal znajdują się w Brzezinach, Stawiszynie oraz Liskowie. Są to karetki podstawowe, o czym pisałem już wcześniej TUTAJ).

Teren po dawnej siedzibie Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu zostanie oddany właścicielowi, czyli Urzędowi Marszałkowskiemu. Co się stanie dalej, chwilowo nie wiadomo. Ptaszki ćwierkają, że całość ma być przekazana gminie żydowskiej. Inna wersja mówi o przejęciu przez Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Kaliszu. Jak będzie – jak zwykle czas pokaże.

Przypomnę jeszcze, że zarówno w przypadku Kalisza, jak i pozostałych podstacji – to jest tylko SIEDZIBA, miejsce wyczekiwania zespołów ratownictwa medycznego. Tutaj nie udzielamy pomocy ambulatoryjnej! 


Dzień z życia medyka vol. 10. „C2H5OH”

Kolejny dyżur, również nocny. Niestety znów alkohol leje się strumieniami…

19.30 – „rana cięta przedramienia“ – po przyjeździe okazało się, że ten pacjent miał już dziś styczność z pogotowiem ratunkowym. Otóż wcześniej, koło południa „troszkę się zdenerwował“ i na złość rodzinie („na złość mamie odmrożę sobie uszy“) postanowił pociąć sobie szkłem przedramię. Oczywiście towarzyszyło temu wcześniejsze spożycie alkoholu (tym razem „trzy piwa“, co mnie zaskoczyło, bo zawsze są dwa). Poprzedni zespół ratownictwa medycznego zabezpieczył krwawienie oraz przetransportował poszkodowanego do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Pacjent jednak postanowił się oddalić ze szpitala, bo w jego opinii powinien być szybciej załatwiony („bo ile można czekać!“). Jednak wieczorem stwierdził, że rozcięta ręka nie wygląda zbyt atrakcyjnie (a tyle pięknych kobiet czeka na tym świecie!), więc może jednak warto ją zeszyć, więc ponownie wezwał pogotowie ratunkowe. Najsmutniejsze w całym tym zdarzeniu jest to, że świadkami tych wydarzeń było dwoje małych dzieci. Po zaopatrzeniu rany przewieźliśmy poszkodowanego na SOR. Przy okazji zapraszam do lektury wpisu o pierwszej pomocy w przypadku krwawień TUTAJ.

21.30 – „leży, rana głowy“ – na miejscu czekał na nas mężczyzna, która wezwał pogotowie ratunkowe. Gdy go spytałem co się stało, odpowiedział „no dwadzieścia minut temu upadł“. Pytany dalej, dlaczego więc wcześniej nas nie wezwał, odpowiedział standardowo: „myślałem, że wstanie“. Zagadką jest dla mnie te owe „dwadzieścia minut”. Bo dlaczego nie dziewiętnaście, albo dwadzieścia jeden? A może trzydzieści trzy minuty? To pytanie pozostanie chwilowo bez odpowiedzi. Przynajmniej do czasu, gdy kiedyś znów spotkam podobną sytuację. Największy problemem naszego pacjenta był brak koordynacji ruchowej spowodowany przyjęciem zbyt dużej ilości C2H5OH, co spowodowało, że – jak to mówią –  podczas lądowania nie otworzył mu się spadochron. Konsekwencją tego była rana głowy. Niewielka, ale jednak do szycia. → SOR

02.30   – „przewrócił się, rana głowy“ – starszy pan, który potknął się o dywan i upadł. Rana głowy na szczęście niewielka, a pacjent nie ma ochoty jechać do szpitala. Niewielki opatrunek, powrót na stację i oczekiwanie na kolejny wyjazd.

04.00 – „pobity, uraz twarzy“ – wezwała nas zaniepokojona rodzina, ponieważ trzydziestolatek wrócił do domu w stanie ewidentnie wskazującym na spożycie nadmiernej ilości alkoholu, a przy okazji trochę obity. Poszkodowany jednak nie życzy sobie pomocy z naszej strony, więc nie będziemy mu na siłę pomagać. Widząc obrażenie, jakie ma nasz pacjent przewiduję, że w momencie, gdy „znieczulenie” (C2H5OH) zacznie puszczać, zacznie pilnie poszukiwać pomocy. Przypomnę, że poza kilkoma szczególnymi sytuacjami nie możemy nikogo na siłę ratować. Klient nasz pan!

IMG_0204
Pacjent pod wpływem alkoholu, lub innych substancji psychoaktywnych najczęściej jest pacjentem trudnym. Nie chce współpracować, utrudnia wywiad medyczny (który czasem z uwagi na stan pacjenta jest wręcz niemożliwy), bywa nerwowy, a czasem agresywny. A mimo to, musi być potraktowany tak samo, a niekiedy nawet lepiej, niż pozostali pacjenci, stąd też zaszczytne miano celebryty. 


motocyklisci kalisz gremium kalisz
  • Kategorie

  • Archiwum

  • Zapraszam na Facebooka :-)

  • Moje filmy

    Śnieżka
    Śnieżka
    X Mistrzostwa Polski
    X Mistrzostwa Polski
    Rowerowo...
    Rowerowo...
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
  • © 2011 Jakub Rychlik. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione. Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody mogące wyniknąć z niewłaściwego zastosowania prezentowanej na stronie www.jakubrychlik.pl wiedzy w praktyce.
    Motyw iDream: Templates Next , tłumaczenie: WordpressPL | Działa na WP