Całkiem niedawno – około 14.00 dostajemy dość dramatyczne wezwanie: nieprzytomna, brak kontaktu.

Lecimy na sygnale dwie wioski dalej. Na miejscu zastajemy 75-letnią, przytomną już kobietę oraz jej córkę. Z wywiadu wynika, że dziś rano, ok. 9.00 starsza pani potknęła się i upadła. Cóż, zdarza się. Drążę dalej temat i pytam córki: co się stało, że akurat teraz pani wezwała pogotowie? Pani mówi, że mama się źle czuła, więc jej dała taki (o właśnie taki!) lek pod język (dla nie medyków – szybka droga wchłaniania). Dwa razy psiknęła, a później pani straciła przytomność.

No i klocki zaczęły do siebie pasować. Lek, który córka podała mamie dość szybko obniża ciśnienie tętnicze krwi. A nagły spadek ciśnienia krwi może powodować utratę przytomności, a nawet nagłe zatrzymanie krążenia. Poza tym, lek ten należy stosować w pewnych określonych sytuacjach, a nie na „złe samopoczucie”.

Pani oczywiście idzie w zaparte twierdząc, że lekarz (niestety nie pamięta jaki lekarz) kazał to dać, jak się mama będzie źle czuła. Poprosiłem więc, żeby pani uważnie przeczytała sobie ulotkę od tego leku, a szczególnie wskazania do podania leku. Pani obiecała, że „później to przeczyta”. Cóż, widząc pani nastawienie śmiem w to wątpić…

Pamiętajmy, że nie każdy lek, który jest dobry dla nas będzie dobry dla innych. Poza tym może czasem warto zajrzeć do ulotki leku, zamiast eksperymentować (bo jak to inaczej nazwać?) i narażać innych na utratę życia bądź zdrowia?