Tag: SOR

Dzień z życia medyka vol. 11. „Waga ciężka”

Po dłuższej przerwie kolejna porcja pogotowianych opowieści – tym razem będzie to wakacyjny dyżur. Był piękny, słoneczny, lipcowy poranek. Zaczęło się niewinnie, a skończyło bardzo intensywnie. Poczytajcie…

03408.00 – „Upadł, zakrwawiony” – sympatyczny starszy pan, który poślizgnął się (tak twierdził) na chodniku. W momencie przyjazdu na miejsce zdarzenia siedział na przystanku w towarzystwie świadka zdarzenia, który nas wezwał. Obrażenia naprawdę symboliczne (niewielkie otarcia na policzku i lekko zdarty palec), a do tego całkiem dobre samopoczucie i brak zgody na przewiezienie do szpitala.

10.00 – „Ucięty palec” – po przyjeździe na miejsce okazało się, że palec nie jest ucięty, a jedynie (na szczęście) zraniony. Obrażenia powstały podczas pracy nożem taśmowym. Obrażenia niewielkie, można powiedzieć, że poszkodowany miał dużo szczęścia. Nie pierwszy zresztą raz, ponieważ w przeszłości miał już podobną „przygodę”. → SOR

12.30 – „Upadła, rana nosa, rana głowy” – starsza pani potknęła się o wystający krawężnik. Efektem kontaktu z twardym podłożem był solidny guz na czole oraz pęknięta skóra na nosie (rana do szycia). Pierwszej pomocy udzielili jej świadkowie zdarzenia. Mimo niezbyt przyjemnego zdarzenia nasza pacjentka nie traciła dobrego humoru, który i nam się udzielił. Opatrunek i transport → SOR.

14.00 – „Leży” – Jadąc na kolejną wizytę (opisana poniżej) natknęliśmy się na leżącego na chodniku mężczyznę. Z okna karetki nie da się poszkodowanego zdiagnozować, więc oczywiście zatrzymaliśmy się i szybko przebadaliśmy naszego poszkodowanego (pacjent, do którego jechaliśmy niestety musiał trochę dłużej czekać). Poszkodowany ewidentnie znajdował się pod wpływem alkoholu, nie ukrywał zresztą, że spożywał alkohol. Dyspozytor medyczny przysłał inną karetkę, a my pojechaliśmy dalej. Finalnie „poszkodowany” (w cudzysłowie, ponieważ ten termin to duże nadużycie w tym przypadku) trafił do Policyjnej Izby zatrzymań z powodu upojenia alkoholowego.

15.00 – „Słaby, ból nóg, krwawienie z nosa od kilku godzin” – jak widać z opisu: wszystko w jednym, do wyboru, do koloru. Dyspozytor otrzymał takie zgłoszenie, więc takie informacje nam przekazał. Po przybyciu na miejsce okazało się, że krwawienia z nosa już nie ma, więc mamy już mały sukces (wtajemniczeni wiedzą, że krwawienie z nosa bardzo często ustępuje przed przybyciem karetki). W trakcie wywiadu okazało się, że krwawienie owszem było, ale kilka godzin temu… Aktualnie zasadniczym problemem naszego pacjenta jest ogólne osłabienie. Dalszy wywiad, dalsze badanie i okazało się, że nasz pacjent bardzo lubi spożywać alkohol, najczęściej w dużych ilościach, przez kilka, a czasem kilkanaście dni. Biorąc pod uwagę to, że nasz pacjent przez około dwa tygodnie nadużywał alkoholu, a przy tym niewiele jadł, nie dziwię się, że był słaby. Jak na tego typu pacjenta przystało – wszystkie parametry życiowe miał w normie. Pacjent pozostał w domu, z zaleceniem wizyty u lekarza rodzinnego. Ciekawostka: pacjent wezwał pogotowie ratunkowe, ponieważ nie miał jak zadzwonić do lekarza rodzinnego (nie ma telefonu). Pytanie retoryczne: jakim cudem zadzwonił po pogotowie?

17.30 – „Zasłabł” – takie wezwanie otrzymała karetka specjalistyczna, która pojechała do do sześćdziesięcioletniego mężczyzny jako pierwsza. Po przyjeździe na miejsce zdarzenia okazało się, że poszkodowany jest głęboko nieprzytomny, w ciężkim stanie i wymaga przewiezienia do szpitala. Jest tylko jeden „mały” problem – pacjent waży około 200 kilogramów (piszę około, ponieważ dokładna waga pacjenta nie była znana). Zostaliśmy zadysponowani jako drugi zespół, do pomocy w transporcie pacjenta. Lecz i to okazało się zbyt mało, dlatego wezwaliśmy (a konkretniej – dyspozytor medyczne wezwał) na pomoc straż pożarną.  Ostatecznie siedem osób znosiło poszkodowanego do karetki. Kolegom strażakom chyba niezbyt się to podoba (jak to mój kolega powiedział: „szli jak na ścięcie”), ale Państwowa Straż Pożarna ma w swoim zakresie obowiązków także ratownictwo medyczne oraz ewakuację poszkodowanych, dlatego z tej możliwości skorzystaliśmy.

Jak widać nasza praca bywa bardzo zróżnicowana i czasem wymaga współdziałania kilku służb. Krótko: wszyscy jedziemy na jednym wózku i dobrze jest sobie pomagać.


Dzień z życia medyka vol. 10. „C2H5OH”

Kolejny dyżur, również nocny. Niestety znów alkohol leje się strumieniami…

19.30 – „rana cięta przedramienia“ – po przyjeździe okazało się, że ten pacjent miał już dziś styczność z pogotowiem ratunkowym. Otóż wcześniej, koło południa „troszkę się zdenerwował“ i na złość rodzinie („na złość mamie odmrożę sobie uszy“) postanowił pociąć sobie szkłem przedramię. Oczywiście towarzyszyło temu wcześniejsze spożycie alkoholu (tym razem „trzy piwa“, co mnie zaskoczyło, bo zawsze są dwa). Poprzedni zespół ratownictwa medycznego zabezpieczył krwawienie oraz przetransportował poszkodowanego do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Pacjent jednak postanowił się oddalić ze szpitala, bo w jego opinii powinien być szybciej załatwiony („bo ile można czekać!“). Jednak wieczorem stwierdził, że rozcięta ręka nie wygląda zbyt atrakcyjnie (a tyle pięknych kobiet czeka na tym świecie!), więc może jednak warto ją zeszyć, więc ponownie wezwał pogotowie ratunkowe. Najsmutniejsze w całym tym zdarzeniu jest to, że świadkami tych wydarzeń było dwoje małych dzieci. Po zaopatrzeniu rany przewieźliśmy poszkodowanego na SOR. Przy okazji zapraszam do lektury wpisu o pierwszej pomocy w przypadku krwawień TUTAJ.

21.30 – „leży, rana głowy“ – na miejscu czekał na nas mężczyzna, która wezwał pogotowie ratunkowe. Gdy go spytałem co się stało, odpowiedział „no dwadzieścia minut temu upadł“. Pytany dalej, dlaczego więc wcześniej nas nie wezwał, odpowiedział standardowo: „myślałem, że wstanie“. Zagadką jest dla mnie te owe „dwadzieścia minut”. Bo dlaczego nie dziewiętnaście, albo dwadzieścia jeden? A może trzydzieści trzy minuty? To pytanie pozostanie chwilowo bez odpowiedzi. Przynajmniej do czasu, gdy kiedyś znów spotkam podobną sytuację. Największy problemem naszego pacjenta był brak koordynacji ruchowej spowodowany przyjęciem zbyt dużej ilości C2H5OH, co spowodowało, że – jak to mówią –  podczas lądowania nie otworzył mu się spadochron. Konsekwencją tego była rana głowy. Niewielka, ale jednak do szycia. → SOR

02.30   – „przewrócił się, rana głowy“ – starszy pan, który potknął się o dywan i upadł. Rana głowy na szczęście niewielka, a pacjent nie ma ochoty jechać do szpitala. Niewielki opatrunek, powrót na stację i oczekiwanie na kolejny wyjazd.

04.00 – „pobity, uraz twarzy“ – wezwała nas zaniepokojona rodzina, ponieważ trzydziestolatek wrócił do domu w stanie ewidentnie wskazującym na spożycie nadmiernej ilości alkoholu, a przy okazji trochę obity. Poszkodowany jednak nie życzy sobie pomocy z naszej strony, więc nie będziemy mu na siłę pomagać. Widząc obrażenie, jakie ma nasz pacjent przewiduję, że w momencie, gdy „znieczulenie” (C2H5OH) zacznie puszczać, zacznie pilnie poszukiwać pomocy. Przypomnę, że poza kilkoma szczególnymi sytuacjami nie możemy nikogo na siłę ratować. Klient nasz pan!

IMG_0204
Pacjent pod wpływem alkoholu, lub innych substancji psychoaktywnych najczęściej jest pacjentem trudnym. Nie chce współpracować, utrudnia wywiad medyczny (który czasem z uwagi na stan pacjenta jest wręcz niemożliwy), bywa nerwowy, a czasem agresywny. A mimo to, musi być potraktowany tak samo, a niekiedy nawet lepiej, niż pozostali pacjenci, stąd też zaszczytne miano celebryty. 


Dzień z życia medyka vol. 5. „Bawimy się!”

fot. Jakub Rychlik

19.45 – „leży na ulicy” – pierwszy wyjazd, na „rozruszanie”. Lecimy na sygnale, po ok. 4 – 5 minutach jesteśmy na miejscu. Już z daleka widzę trzy auta na światłach awaryjnych. W myślach pochwaliłem świadków za zabezpieczenie miejsca zdarzenia, a zarazem pomyślałem, że możemy mieć robotę. Tzw. „pierwsza piątka” (niektórzy medycy będą wiedzieć, nie medycy wkrótce się dowiedzą), szybkie rozeznanie. Podchodzę do naszego potencjalnego poszkodowanego, a ten wita nas głośnym „spier….j”. Tłumaczę mu, że chcemy pomóc, na co pacjent znów powtarza swoje „powitanie”, a przy tym zaczyna wymachiwać rękoma. I tak kilka razy. Świadkowie też próbują mu przemówić do rozumu, oczywiście bezskutecznie. Danych oczywiście nie chciał podać. Cóż, ja się z nim szarpał nie będę. Wezwaliśmy policję i nasz niedoszły pacjent pojechał trzecią klasą do najdroższego hotelu w Kaliszu. W obecności policjantów już nie był tak „rozmowny”.

23.45 – „napad drgawek, pił alkohol” – wezwali nas „koledzy” pacjenta, zaniepokojeni drugim w dniu dzisiejszym napadem drgawek. Tak to przynajmniej określili. „Francuz” (bo taką dostał od nas ksywę) był głęboko nieprzytomny (a wierzcie mi, że ja potrafię wybudzać), do tego zaczął wymiotować. Cóż możemy zrobić? Kierunek – szpital. Później dowiedziałem się od kolegi z SORu, że nasz pacjent miał 5,25 promila alkoholu we krwi. Pogratulować. Dawno nie widziałem takiego wyniku.

01.15 – „rana głowy, pijany” – tańcowanie po alkoholu nie zawsze wychodzi na dobre. Ups, przepraszam – przecież nasz pacjent na pytanie czy pił alkohol odpowiedział pytaniem „a jak pan myśli?” Ja jednak wolę spytać, niż bawić się w domysły, co chyba zirytowało pacjenta, który najpierw stwierdził, że nie pił, a później, że nie pamięta aby pił. A ten zapach alkoholu z ust to pewnie jakiś syrop na gardło, nie? Zwracam więc honor i poprawiam się: prawdopodobne spożycie alkoholu prawdopodobnie spowodowało upadek, który prawdopodobnie spowodował prawdziwą ranę głowy.

Jak widać roboty niezbyt dużo, ale za to 100% skuteczności. Trzy wyjazdy i trzy zdarzenia spowodowane nadużyciem alkoholu. I kto za to płaci? KLIKNIJ

 


Święta już blisko…

Czyli pogotowia ratunkowe będą miały więcej pracy. Powody bywają różne. I o tym właśnie postanowiłem napisać tym razem.

Powód pierwszy – nieczynne przychodnie. Każdy chce mieć święta, prawda? Teoretycznie w nocy, dni wolne oraz święta mamy zapewnioną opiekę medyczną przez tzw. „nocną i świąteczną pomoc”. W Kaliszu realizuje ją Wojewódzki Szpital Zespolony im. Ludwika Perzyny, przy ul. Poznańskiej 79 (czytaj). Teoretycznie… Bo ilu z Was zna numer telefonu do tzw. Wieczorynki? A ilu zna na pogotowie?

039Powód drugi – poradnie specjalistyczne też chcą mieć wolne. A u nas nadal wielu ludzi żyje w przeświadczeniu, że jadą do szpitala „przebadać się”.

Powód trzeci – okres świąteczny sprzyja nadmiernemu objadaniu się, co nie każdemu wychodzi na zdrowie. Bóle brzucha, biegunka, niestrawność – to dla nas świąteczna codzienność. Szczególnie zauważalne w drugi dzień świąt. Byłem kiedyś u pewnej pani, która wymiotowała niemal całymi mandarynkami. Tak, niemal całymi mandarynkami. Uprzedzając wątpliwości – pacjentka miała zęby. Po prostu jadła tak łapczywie, że nie miała czasu dobrze pogryźć…

Powód czwarty – alkohol – a właściwie to konsekwencje spożycia nadmiernych ilości alkoholu. Awantury domowe (w święta naprawdę częste), wypadki komunikacyjne, czy po prostu „leży”.

Powód piąty – chyba najsmutniejszy – niekiedy rodzina chce się pozbyć „balastu” w postaci opieki nad osobami starszymi i schorowanymi, próbując na siłę wypchnąć je do szpitala. Wszystko oczywiście pod przykrywką „lepszej opieki, bla bla bla”. Dla nie medyków może to być szokujące. Medycy wiedzą o co chodzi… Krótki REPORTAŻ.

Więcej pracy mają też szpitalne oddziały ratunkowe, czy izby przyjęć, gdzie „ląduje” część naszych pacjentów. Wezwań więcej, a ilość zespołów taka sama, a więc drogi pacjencie nie irytuj się, że długo do Ciebie jedziemy. Nie denerwuj się, bo musisz czekać w kolejce w szpitalu… To naprawdę nie nasza wina. A tym, którzy już trafią na SOR, czy izbę przyjęć proponuję rozejrzeć się na boki i zastanowić się, czy pozostali pacjenci naprawdę wymagają szpitalnej pomocy…


„Krosta na pośladku”

Jakieś dwa lata temu pojechałem do pacjentki, która wzywała do „krwawienia z krosty na pośladku”. To jeden z tych wyjazdów, których się nie zapomina.

Około 20.00. Jakieś 20 km od Kalisza. Do tego z 10 minut po lasach. Po przybyciu pacjentka pokazuje nam zmianę skórną na pośladku, którą prawdopodobnie lekko „przytarła” obracając się z boku na bok. Krwawienia naprawdę niewielkie. Ciężko zresztą to nazwać krwawieniem. Pacjentka ma wyznaczony termin na usunięcie tej zmiany skórnej (w trybie ambulatoryjnym, czyli w uproszczeniu: wchodzi, wycinają i wychodzi).

Bardzo jednak domaga się zawiezienia do szpitala. Tłumaczę cierpliwie, że nie ma to sensu, bo i tak jej tam nic dzisiaj nie zrobią, a nie jest to stan zagrożenia życia.

Pacjentka używa argumentów typu: „a jak w nocy będzie krwawić, a się nie obudzę?”. Dalej próbuję wytłumaczyć, że jazda do szpitala nie ma sensu. Pacjentka nadal swoje. No cóż, „klient nasz pan”, dlaczego ja mam się narażać, tłumaczyć? Przecież w Polsce „każdy gdzieś kogoś zna”.

No to jedziemy. W Szpitalnym Oddziale Ratunkowym przekazuję pacjentkę chirurgowi opowiadając całą historię. Tak w skrócie: wysłuchał (nawet nie krzyczał;-) ), zawołał pacjentkę i powiedział jej, że może wracać do domu. Pacjentka lekko zdziwiona: „ale jak to wracać? jak ja mam jechać?”. Pogotowie wozi tylko w jedną stroną, a jeśli dobrze pamiętam, to autobus miała coś ok. 22.30. A ostrzegałem…

Nie wiem co było dalej, musieliśmy wracać na podstację. Podejrzewam, że nasza pacjentka nie była zbyt zadowolona tym, że musiała sobie łatwić transport do domu.
Mógłbym tutaj pisać, co  by było gdyby ktoś w tym czasie naprawdę potrzebował pomocy, ale to już wiecie.


motocyklisci kalisz gremium kalisz
  • Kategorie

  • Archiwum

  • Zapraszam na Facebooka :-)

  • Moje filmy

    Śnieżka
    Śnieżka
    X Mistrzostwa Polski
    X Mistrzostwa Polski
    Rowerowo...
    Rowerowo...
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
  • © 2011 Jakub Rychlik. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione. Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody mogące wyniknąć z niewłaściwego zastosowania prezentowanej na stronie www.jakubrychlik.pl wiedzy w praktyce.
    Motyw iDream: Templates Next , tłumaczenie: WordpressPL | Działa na WP