Tag: ratownictwo medyczne

Cwaniak

We wcześniejszych wpisach na blogu opisałem dwa typy pacjentów, z jakimi czasem muszą się zmagać zespoły ratownictwa medycznego (i nie tylko). Te dwa typy to Celebryta i Bomiś. Dziś kolejny rodzaj pacjenta, którego można nazwać „Cwaniakiem”.

Gdy „Cwaniak” wzywa karetkę, to najczęściej ma w tym jakiś interes. Cel, do którego dąży, a zespół ratownictwa medycznego (popularniej: pogotowie, lub karetka) ma mu ułatwić osiągnięcie tego celu. Co może być owym celem? Na przykład próba uzyskania zwolnienia chorobowego, zaświadczenia, „alibi”, czyli inaczej mówiąc jakiegoś usprawiedliwienia. Zdarzają się sytuacje, gdy człowiek się nie chce, albo z pewnych względów (na przykład wysokoprocentowych) nie może iść do pracy. Często związane to może być syndromem dnia wczorajszego (kac), lub dzisiejszego (jeszcze nie kac, ale wszystko zmierza w tym kierunku).

Tutaj na myśl przychodzi mi jeden z moich pacjentów, u którego byłem kilka miesięcy temu.
Wezwanie – „ból brzucha”. Na miejscu trzydziestoletni mężczyzna (stały klient naszego pogotowia ratunkowego), który zgłasza ogólne osłabienie, ale neguje ból brzucha. Okazało się, że „ból brzucha” wymyśliła jego siostra, która nas wezwała. Jak twierdziła siostra – „bo wtedy na pewno przyjedziecie”.

039Wszystkie parametry w normie, a jedyna dolegliwość to wspomniane wcześniej ogólne osłabienie, czyli rzecz całkowicie niemierzalna i niebadalna, a może wynikać ze spożycia alkoholu, którego woń dość wyraźnie było czuć od naszego pacjenta.

Badamy, szukamy dalej i nadal nic. Nic, czego można by się jakoś uczepić. Jest tylko jedna rzecz, która przykuła moją uwagę – pacjent domaga się dokumentacji (którą i tak by od nas otrzymał), a także zapisu, że musi (podkreślam – MUSI) dziś leżeć w domu i nie jest w stanie się poruszać. Postanowiłem dopytać, w jakim celu jest mu taki zapis potrzebny.

Po pewnym czasie „cwaniak” przyznał, że miał na dziś wyznaczone spotkanie z kuratorem, ale „zaskoczył” i pijany nie pójdzie, bo kurator może mu próbować odwiesić wyrok (nie wnikam w prawdziwość tej relacji, przekazuję jedynie jej sens). Dlatego potrzebuje zaświadczenia, że dziś ma leżeć w domu i nie jest w stanie się poruszać. Siostra dostarczy zaświadczenie do kuratora i będzie spokój.

Pacjent otrzymał od nas standardową kartę medycznych czynności ratunkowych z bardzo ogólnym rozpoznaniem Z03 – „obserwacja medyczna i ocena przypadków podejrzanych o chorobę lub stany podobne”. To rozpoznanie to w zasadzie brak rozpoznania, w skrócie oznacza: szukaliśmy, ale nic nie znaleźliśmy. Nie spodobało się to naszemu pacjentowi, ale to już nie mój problem. Ja nie zamierzam fałszować dokumentacji medycznej, jaką jest karta medycznych czynności ratunkowych. 


Dzień z życia medyka vol. 10. „C2H5OH”

Kolejny dyżur, również nocny. Niestety znów alkohol leje się strumieniami…

19.30 – „rana cięta przedramienia“ – po przyjeździe okazało się, że ten pacjent miał już dziś styczność z pogotowiem ratunkowym. Otóż wcześniej, koło południa „troszkę się zdenerwował“ i na złość rodzinie („na złość mamie odmrożę sobie uszy“) postanowił pociąć sobie szkłem przedramię. Oczywiście towarzyszyło temu wcześniejsze spożycie alkoholu (tym razem „trzy piwa“, co mnie zaskoczyło, bo zawsze są dwa). Poprzedni zespół ratownictwa medycznego zabezpieczył krwawienie oraz przetransportował poszkodowanego do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Pacjent jednak postanowił się oddalić ze szpitala, bo w jego opinii powinien być szybciej załatwiony („bo ile można czekać!“). Jednak wieczorem stwierdził, że rozcięta ręka nie wygląda zbyt atrakcyjnie (a tyle pięknych kobiet czeka na tym świecie!), więc może jednak warto ją zeszyć, więc ponownie wezwał pogotowie ratunkowe. Najsmutniejsze w całym tym zdarzeniu jest to, że świadkami tych wydarzeń było dwoje małych dzieci. Po zaopatrzeniu rany przewieźliśmy poszkodowanego na SOR. Przy okazji zapraszam do lektury wpisu o pierwszej pomocy w przypadku krwawień TUTAJ.

21.30 – „leży, rana głowy“ – na miejscu czekał na nas mężczyzna, która wezwał pogotowie ratunkowe. Gdy go spytałem co się stało, odpowiedział „no dwadzieścia minut temu upadł“. Pytany dalej, dlaczego więc wcześniej nas nie wezwał, odpowiedział standardowo: „myślałem, że wstanie“. Zagadką jest dla mnie te owe „dwadzieścia minut”. Bo dlaczego nie dziewiętnaście, albo dwadzieścia jeden? A może trzydzieści trzy minuty? To pytanie pozostanie chwilowo bez odpowiedzi. Przynajmniej do czasu, gdy kiedyś znów spotkam podobną sytuację. Największy problemem naszego pacjenta był brak koordynacji ruchowej spowodowany przyjęciem zbyt dużej ilości C2H5OH, co spowodowało, że – jak to mówią –  podczas lądowania nie otworzył mu się spadochron. Konsekwencją tego była rana głowy. Niewielka, ale jednak do szycia. → SOR

02.30   – „przewrócił się, rana głowy“ – starszy pan, który potknął się o dywan i upadł. Rana głowy na szczęście niewielka, a pacjent nie ma ochoty jechać do szpitala. Niewielki opatrunek, powrót na stację i oczekiwanie na kolejny wyjazd.

04.00 – „pobity, uraz twarzy“ – wezwała nas zaniepokojona rodzina, ponieważ trzydziestolatek wrócił do domu w stanie ewidentnie wskazującym na spożycie nadmiernej ilości alkoholu, a przy okazji trochę obity. Poszkodowany jednak nie życzy sobie pomocy z naszej strony, więc nie będziemy mu na siłę pomagać. Widząc obrażenie, jakie ma nasz pacjent przewiduję, że w momencie, gdy „znieczulenie” (C2H5OH) zacznie puszczać, zacznie pilnie poszukiwać pomocy. Przypomnę, że poza kilkoma szczególnymi sytuacjami nie możemy nikogo na siłę ratować. Klient nasz pan!

IMG_0204
Pacjent pod wpływem alkoholu, lub innych substancji psychoaktywnych najczęściej jest pacjentem trudnym. Nie chce współpracować, utrudnia wywiad medyczny (który czasem z uwagi na stan pacjenta jest wręcz niemożliwy), bywa nerwowy, a czasem agresywny. A mimo to, musi być potraktowany tak samo, a niekiedy nawet lepiej, niż pozostali pacjenci, stąd też zaszczytne miano celebryty. 


10 lat minęło…

Jak ten czas leci? Dziesięć lat temu zaczęła się moja przygoda z ratownictwem medycznym. Dokładnie 1 sierpnia 2003 roku rozpocząłem pracę w Pogotowiu Ratunkowym w Kaliszu.  Mniej więcej w tym samym czasie miała początek moja szkoleniowa przygoda. Rocznice, szczególnie te okrągłe skłaniają do refleksji, więc postanowiłem się nimi z Wami podzielić.

Przez te dziesięć lat w polskim ratownictwie medycznym zaszło wiele pozytywnych zmian. Jedna z ważniejszych nastąpiła w 2006 roku, kiedy to po wielu latach w końcu podjęto pracę nad nowym projektem ustawy o państwowym ratownictwie medycznym. Nowa ustawa zaczęła obowiązywać od 1 stycznia 2007 roku i wprowadziła znaczne zmiany w funkcjonowaniu ratownictwa medycznego w Polsce.

Jedną z bardziej zauważalnych (choć oczywiście nie jedynych) zmian było wprowadzenie nowego podziału karetek na „specjalistyczne” (w składzie z lekarzem) i „podstawowe” (w składzie bez lekarza). Wiązało się to również z określeniem czynności, które ratownik medyczny i pielęgniarka mogą wykonywać samodzielnie (czytaj). Z pewnością wpłynęło to również na wzrost prestiżu tychże zawodów. Ratownik medyczny przestał być tylko i wyłącznie „noszowym”, a pielęgniarka „miłościwie noszącą ambu mistrzynią od wkłuć”. Pojawiła się oczywiście masa przeciwników nowego podziału i zespołów „podstawowych”. Rzesza „ekspertów” (którzy nigdy w karetce nie siedzieli) przestrzegała przed negatywnymi skutkami zmian. Karetki „podstawowe” stanowią obecnie około 50% wszystkich zespołów ratownictwa medycznego, a ratownicy medyczni i pielęgniarki zastąpili lekarzy w karetkach. Widać konflikt interesów, prawda? Jednego roku lobby profesorsko – eksperckie podjęło próbę ograniczenia kompetencji zespołów „P”, z marnym na szczęście skutkiem. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej.

Samodzielna praca i zwiększony (albo inaczej: w końcu określony) zakres kompetencji ratowników medycznych i pielęgniarek wiąże się oczywiście z większą odpowiedzialnością, co zmusza (przynajmniej tych myślących i świadomych) do ciągłego kształcenia.

Polskie ratownictwo medyczne nie jest oczywiście doskonałe, ciągle ewoluuje i czeka je jeszcze zmian oraz ciężkiej pracy. Jednak porównując nasz system z  działaniem służb ratunkowych w innych krajach naprawdę nie jest źle. Postaram się o tym napisać innych razem.

Zmiany nastąpiły oczywiście i w kaliskim pogotowiu. Wysłużone karetki zostały stopniowo zastąpione przez nowsze modele. Pożegnaliśmy się z wiekowym Mercedesem pieszczotliwie nazywanym przez nas „Babcią”, czy „papieską erką” (ambulans, który  kaliskie pogotowie otrzymało przed wizytą Jana Pawła II w Kaliszu, w 1997 roku), na zasłużoną emeryturę przeszły także transportowe Polonezy. Z biegiem lat pojawiały się nowe ambulanse, nowy sprzęt i nowi ludzie. Dziś Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu już nie istnieje. Decyzją Sejmiku Województwa Wielkopolskiego zostało włączone w struktury Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Dobrze to, czy źle – jak zwykle czas pokaże. Zmienia się również siedziba naszego pogotowia. Aktualnie trwa przeprowadzka z ul. Nowy Świat 35, na ul. Poznańską 79 (pawilony po medycynie pracy), a docelowo poszczególne karetki mają być rozlokowane na terenie Kalisza.

Nie zmieniło się jedno: oczekiwania pacjentów. W tym kraju każdemu wszystko się należy! Więc nadal (mimo upływu lat, nowej ustawy, postępu, rozwoju i tak dalej) około 70 – 80% wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego to wyjazdy nieuzasadnione, lub co najmniej kontrowersyjne co wykazała chociażby niedawna kontrola Najwyższej Izby Kontroli.

032Ja również się zmieniłem. Jestem przede wszystkim o dziesięć lat starszy, bogatszy o przeróżne doświadczenia życiowe i zawodowe. Staram się jednak dalej rzetelnie wykonywać swoją pracę i nieść kaganek oświaty.

Jak już wiecie – udało mi się połączyć chęć ratowania ludzkiego życia oraz wiedzę w tym zakresie połączyłem z zamiłowaniem do uczenia ludzi i tak zrodziła się historia szkoleń, którymi zajmuję się już od 10 lat.

Wiedzę w tym zakresie zdobyłem na studiach oraz licznych kursach związanych z ratownictwem medycznym, w których nieustannie uczestniczę, wychodząc z założenia, że tylko ciągły rozwój i doświadczenie pozwalają nam sprostać pojawiającym się, nowym wyzwaniom.

 


Dzień Ratownictwa Medycznego

Dziś Dzień Ratownictwa Medycznego. Ja świętuję prowadząc zajęcia. Oczywiście z ratownictwa 🙂
Wszystkiego najlepszego dla tych na służbie i dla tych, co mają dziś wolne!


Celebryta

Człowiek pracujący w mojej branży wie doskonale, że ludzkich osobliwości jest nieskończenie wiele, a szansa na spotkanie tych najciekawszych jest przeogromna. Postanowiłem więc podzielić się moimi spostrzeżeniami co do pacjentów, z którymi przyszło mi „pracować”. Podzieliłem ich na kilka kategorii. Pierwsza, z którą ratownik medyczny dość często ma do czynienia to „celebryta”.

Kim jest celebryta?
Według słownika to termin odnoszący się do osoby często występującej w środkach masowego przekazu i wzbudzającej ich zainteresowanie, bez względu na pełniony przez nią zawód (choć najczęściej są to aktorzy, piosenkarze, uczestnicy reality show , sportowcy czy dziennikarze). Zgodnie z definicją sformułowaną przez Daniela Boorstina w 1961 roku celebryta to osoba, która jest znana z tego, że jest znana.

Tyle słownik…
A, że w pogotowiu świat wygląda nieco inaczej, zatem „celebryta”, z którym miewam najczęściej do czynienia ma tyle wspólnego z tym słownikowym, co Feel z Philem Collinsem.

Pogotowiany „celebryta” jest z reguły „nawalony jak meteor”.  Jego kontakt ze światem bywa znacznie ograniczony. Najczęściej leży na ulicy, chodniku lub czymkolwiek innym. Ma niewielką ranę głowy, zdarza się, że krwawi. Pogotowie ratunkowe przyjmuje wezwanie. Jedziemy, najczęściej na sygnale na miejsce wezwania. Widzimy delikwenta. Woń alkoholu wyczuwalna jest z kilku metrów, ale niepokoi nas rana głowy i brak kontaktu z pacjentem.

Wieziemy więc pacjenta na Szpitalny Oddział Ratunkowy. A tam nasz pacjent korzysta z szeregu badań, dostępnych od ręki jedynie nielicznym.
Badanie krwi, RTG, USG, CT (tomografia komputerowa). Na niektóre z tych badań przeciętny pacjent czeka tygodniami, a czasem nawet miesiącami. Ale pachnący alkoholem  pan z raną głowy wszystkie badania ma „na cito”. W końcu nie wiemy, co się stało. Czy czasem podczas upadku po libacji alkoholowej nie zrobił sobie krzywdy? Pomoc panu to nasz obowiązek!

Celebryci lubią być w centrum uwagi, stąd też często znacznie przekraczają teoretycznie śmiertelny poziom stężenia alkoholu we krwi (który wynosi ok. 4 – 5 promili).

Po serii cennych badań okazuje się zazwyczaj, że rana głowy jest niegroźna, a nasz celebryta, który skorzystał z bezpłatnej pomocy, cudownie dochodzi do zdrowia i wraca do domu, albo do najbliższego sklepu (o ile ma jeszcze jakieś pieniądze). Wszak trochę czasu już upłynęło od ostatniego wypitego kieliszka i najzwyczajniej w świecie zaczął trzeźwieć.  I wszyscy są szczęśliwi. My, bo pomogliśmy panu, któremu podczas odpoczynku na chodniku mogło się coś stać, pacjent – celebryta – bo został obsłużony tak, jak powinien zostać obsłużony.

Kwaśne miny mają tylko pacjenci czekający w izbie przyjęć i obserwujący, z jakim pietyzmem opiekujemy się „celebrytą”. I pewnie przeciętny Kowalski też z powątpiewaniem kiwa głową, oceniając sens pracy naszej służby zdrowia. Ja też  czasem mam podobne odczucia…


„Czeski film”, czyli kolejne Rallye Rejviz

Przed tygodniem po raz kolejny wzięliśmy udział w Międzynarodowych Mistrzostwach w Ratownictwie Medycznym Rallye Rejviz. Wystartowaliśmy w zespole trzyosobowym (w ostatniej chwili z powodów osobistych z udziału w Rallye zrezygnował Andrzej Nabzdyk). Jak zwykle każdy z innej bajki: Marcin Soboń z Łomży, Paweł Kukla z Tarnowa i moja skromna osoba. Wspierała nas dzielnie Ewa Piekarska. Startowaliśmy jako team Polskiej Misji Medycznej.

W tym roku w Rallye wystartowały 93 zespoły z Czech, Estonii, Japonii, Kanady, Cypru, Litwy, Węgier, Niemiec, Holandii, Austrii, Rumunii, Grecji, Słowacji, Słowenii, Turcji, USA, Wielkiej Brytanii i Polski (3 zespoły).

Podobnie, jak rok temu międzynarodowy zespół przygotował trzynaście zadań oznaczonych literami alfabetu greckiego. Poniżej krótki opis zadań, z jakimi musieliśmy się zmierzyć. Dziewięć zadań oznaczonych było, jako „dzienne”, a trzy jako „nocne”. Czesi oprócz leczenia oczekiwali postawienia diagnozy, wyboru szpitala, do którego będą transportowani pacjenci oraz sposoby transportu. W kolejnych wpisach postaram się dokładniej opisać kilka z zadań, ponieważ zdecydowanie na to zasługują.

Alfa – „Matka wzywa do dziecka, które miało wypadek. Miła i spokojna okolica, bogate sąsiedztwo” – Na miejscu dziewczynka, ok. 10 – 12 lat, pozwala się zbadać, ale nie chce z nami rozmawiać. Widoczne jedynie poparzone dłonie. Ale nie z nami te numery! Pod ubraniem dziecko miło liczne ślady bicia, a nawet przypalania papierosem. Wstępne podejrzenie (oczywiście tylko w naszych głowach, aby nikogo nie „spłoszyć”) padło na nieobecnego na miejscu zdarzenia ojca. Oczywiście udawaliśmy, że nic nie podejrzewamy, a dziecko chcemy zabrać z powodu oparzeń (co zresztą też było prawdą). Poszło nam nieźle. Z ciekawostek – Czesi punktowali rozmowę z dzieckiem bez obecności rodzica. W Polsce – nie do pomyślenia…

Beta – „Dziecko znalezione przy drodze przez sąsiadów. Możliwe, że spadło z roweru” – Klasyczny „urazowy” pacjent. Klasycznie nerwowi rodzice 😉

Delta – „Wypadek – zderzenie kilku aut na autostradzie” – Symulacja na zasadzie gry komputerowej. Joystick do ręki i spacerujemy ludzikami po ekranie. Naszym zadaniem było znalezienie poszkodowanych i wykonanie triage’u (selekcji poszkodowanych).

Epsilon – „Wypadek samochodowy z kilkoma poszkodowanymi” – Po przybyciu niespodzianka. Auto opleciona kablami wysokiego napięcia zwisającymi ze słupa. W środku trzy osoby, na zewnątrz jedna. Zadanie ciekawe i dość złożone – dwie dziewczyny – bez obrażeń Marcin zabrał do karetki na „pogaduchy”. Mężczyzna siedzący pod słupem – zgon przed przybyciem. Razem z Pawłem zajęliśmy się trzecim poszkodowanym – nieprzytomny kierowcą auta. Jak przystało na instruktorów ITLS, modelowo przebadaliśmy poszkodowanego. W badaniu urazowym nic. Dość szybko wykryliśmy hipoglikemię (dla nie-medyków – zbyt niski poziom cukru we krwi). Ale to nie koniec, po podaniu glukozy nasz pacjent odzyskał przytomność i zaczął skarżyć się na ból w klatce piersiowej. W EKG piękny zawał ściany dolnej…

Iota – „Wezwanie do ‚salonu masażu’. Wzywa zdezorientowana ‚call girl’. Jej klient leży na ziemi i wygląda, jakby nie żył” – Pacjent (klient) miał klasyczne objawy zawału mięśnia sercowego. Niespodzianką było to, że przyjął viagrę, co jest przeciwwskazaniem do podania nitratów (podawanych w zawale mięśnia sercowego). Nauczony doświadczeniami z poprzedniego Rallye (straciliśmy punkty za brak badania świadka zdarzenia) dla pewności przebadałem też dziewczynę. Tym razem Czesi nie punktowali badania osób postronnych. I weź tu człowieku zrozum Czechów…

Kappa – „Wezwanie do bufetu. Starszy mężczyzna nagle upadł. Nie oddycha normalnie” – Klasyczne zatrzymanie krążenia. Jak się do roboty biorą instruktorzy ACLS i ALS, to musi się udać! Udało mi się dosyć szybko znaleźć ciało obce w drogach oddechowych, które było przyczyną zatrzymania krążenia.

Tau – „Wzywa ojciec – jego córka podczas wycieczki w górach nagle straciła przytomność” – Teren trudno dostępny, a czas liczony od momentu otwarcia drzwi karetki. Graty w ręce i lecimy. Szybkie badanie i wykryta hiperglikemia (zbyt duży poziom cukru we krwi).

Upsilon – „Rallye Rejviz to gra i zabawa” – Zabawą był zjazd na linie z 4 piętra. Punktacja: zjazd – punkty, zejście – brak punktów, skok – dyskwalifikacja 😉

Zeta – „Po ciężkiej pracy w karetce należy wam się relaks. Bawcie się!” – Zjazd tyrolski o długości ok. 60 metrów (ok. 15 metrów nad rzeką), 10 znaków do znalezienia i zapamiętania, przejście przez rzekę. Gdybym wiedział, że punktują kąpiel w rzece, to bym się wykąpał 😉

Theta„Drzewo przycisnęło drwala. Nie może się ruszać, bardzo cierpi” – Kolejny klasyczny „urazowiec”. W badaniu niestabilna miednica. Znając już trochę Czechów wiedzieliśmy, że mocno punktują leczenie przeciwbólowe, więc tak szybko jak się dało podaliśmy pacjentowi fentanyl (silny lek przeciwbólowy). Ciekawostka dla medyków – lepiej od fentanylu punktowana była ketamina. I weź tu człowieku zrozum Czechów…

Omega – Zadanie nocne – „Opiekunka wzywa do 3 miesięcznego dziecka, które nagle zaczęło płakać i ma niebieski kolor”Dziecko z zespołem Downa. Odwodnione z powodu biegunki od dwóch dni. Po podaniu płynów narastająca niewydolnością krążeniowo – oddechowa, więc podjąłem próbę intubacji. Sędzia twierdzi, że intubacja nie jest możliwa, a dziecko nadal się pogarsza. W tym momencie zacząłem przeklinać sędziego (a zarazem twórcę zadania, którego znamy z wcześniejszych mistrzostw w Turcji i Czechach) aż do trzeciego pokolenia wstecz. Co było dziecku? Wada serca. Brak diagnozy, więc niska punktacja…

Gamma – Zadanie nocne – „CPR odebrał telefon od osoby z nieznanego kraju. Komunikacja jest ekstremalnie trudna z powodu bariery językowej” – Chyba najlepsze zadanie na tych mistrzostwach. Opis wkrótce 🙂

Sigma – Zadane nocne – „17-letnia dziewczyna znaleziona przez przechodnia. Możliwe, że spadła z roweru” – Pacjent „urazowy”, który okazał się nie mieć urazu. Zgłasza jedynie duszność. Wraca z imprezy, na której wypaliła dużo papierosów. Marcin „zadzwonił” do ojca, od którego dowiedział się, że córka choruje na astmę, a przyjmuje tylko leki antykoncepcyjne. Diagnoza – zatorowość płucna.

Czesi „przeczołgali” nas przez 13 zadań w ciągu 24 godzin. Zadania były bardzo ciekawe, ale sposób oceniania po prostu „czeski” – nikt tak naprawdę nie wie o co chodzi 😉 Zajęliśmy 8. miejsce (na 24 zespoły), co może nie jest szczytem naszych marzeń, ale zabawa była przednia! Za rok kolejne Rallye Rejviz!

 

Poniżej trochę zdjęć z zadań.


 

P.S.
Miszka nie dojechał więc, rewanżu nie było – zainteresowani wiedzą o co chodzi 🙂



Bezpłatne kursy doskonalące dla ratowników medycznych i dyspozytorów medycznych

AKTUALIZACJA WPISU – 01.07.2013 – BARDZO PROSZĘ DOKŁADNIE CZYTAĆ TEN WPIS. A NAJLEPIEJ ZACZĄĆ CZYTAĆ OD KOŃCA…

Jak już pisałem wcześniej – ratownicy medyczni mają „prawo i obowiązek” doskonalenia zawodowego.

Założenie jest słuszne, ponieważ ratownictwo medyczne (i ogólnie medycyna) jest dziedziną, która bardzo szybko się rozwija. Warto więc być na bieżąco, bo od tego może zależeć czyjeś życie i zdrowie. Podobny obowiązek dotyczy także lekarzy i dyspozytorów medycznych.

Niestety koszty doskonalenia zawodowego (sumując koszty dojazdów, noclegów i samego kursu, czy seminarium – nie są małe) najczęściej każdy pokrywa we własnym zakresie, w godzinach wolnych od pracy. Niewielu znam szczęściarzy, którym w jakikolwiek sposób pomógł w tym pracodawca. Dlatego warto skorzystać z dobrodziejstw, jakie dają na środki unijne, w postaci bezpłatnych szkoleń.

Jednym z ośrodków prowadzących bezpłatne szkolenia jest krakowska Medycyna Praktyczna. Kursy te odbywają się w ramach projektu systemowego „Wsparcie systemu ratownictwa medycznego poprzez kształcenie zawodowe lekarzy, ratowników medycznych i dyspozytorów medycznych” realizowanego przez Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w Warszawie.

W ramach projektu w szkoleniach mogą uczestniczyć osoby z całej Polski. Szkolenia są bezpłatne – współfinansowane ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Kursy dla ratowników medycznych odbywają się następujących terminach:
19-24.03.2012 r.
23-28.04.2012 r.
7-12.05.2012 r.
18-23.06.2012 r.
23-28.07.2012 r.
20-25.08.2012 r.
10-15.09.2012 r.
12-17.11.2012 r.
10-15.12.2012 r.

a dla dyspozytorów medycznych:
26.03.-2.04.2012 r.
11-18.06.2012 r.
22-29.09.2012 r.

Kursy odbywają się w Krakowie i dostępne są dla osób z całej Polski. Rekrutacja prowadzona jest przez Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, a szczegółowe informacje dostępne są TUTAJ.

Zajęcia prowadzą czynni zawodowo, doświadczeni instruktorzy ALS, ACLS, ITLS, PHTLS, PALS, EPLS, KPP, zdarzeń masowych i katastrof, a także psycholog i położna. O wrażeniach z kursu możecie przeczytać na blogu Grzegorza Nowaka. Ilość miejsc jest ograniczona, więc warto się pośpieszyć…

 

 

Aktualizacja wpisu (w związku z licznymi zapytaniami):
1. Wpis dotyczył szkoleń, które odbywały się w 2012 roku w Medycynie Praktycznej.
2. Ja nie organizuję takich kursów, a jedynie prowadzę na nich zajęcia!
3. Lista aktualnie dostępnych kursów znajduje się na stronach CMKP.
4. Proszę o czytanie ze zrozumieniem…


„S”, czy „P”? Oto jest pytanie…


Zapewne wielu z Was (mam na myśli nie medyków, ponieważ medycy, szczególnie mający „coś” wspólnego z ratownictwem raczej będą wiedzieć) zastanawia się, co oznaczają symbole „P” i „S” znajdujące się na karetkach. Otóż jest to oznaczenie rodzaju karetki.

Ustawa o państwowym ratownictwie medycznym  wprowadziła dwa typy zespołów ratownictwa medycznego:

  • zespoły specjalistyczne – „S” – w skład których wchodzą co najmniej trzy osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym lekarz systemu oraz pielęgniarka systemu lub ratownik medyczny,
  • zespoły podstawowe – „P” – w skład których wchodzą co najmniej dwie osoby uprawnione do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, w tym pielęgniarka systemu lub ratownik medyczny.

 

Względy finansowe oczywiście powodują, że zapis ustawowy „co najmniej dwie osoby(…)”, czy „co najmniej trzy osoby(…)” stał się niemal regułą. Aktualnie zespoły „P” najczęściej są dwuosobowe, a zespoły „S” najczęściej są trzyosobowe. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale to sporadyczne przypadki. Skład i kompetencje zespołów opisałem TUTAJ.

„S”, czy „P”?
Jak to się dzieje, że raz przyjeżdża karetka „S”, a innym razem „P”? Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są rejony w Polsce, gdzie istnieją listy zdarzeń z wytycznymi, jaką karetkę należy wysłać. To jednak tylko wytyczne, zalecenia dysponenta jednostki (czyli np. dyrekcji pogotowia ratunkowego, czy szpitala, który ma w swoich strukturach zespoły ratownictwa medycznego). W innych miejscach jeździ się „z kolejki”, a więc obojętnie co się dzieje, wysyłany jest zespół, który akurat jest pierwszy w kolejce.

Możliwa jest też sytuacja, gdy dany zespół nie jest dostępny, bo np. jest na innym zdarzeniu, albo dostępny jest tylko jeden zespół w danym rejonie. Znam też niestety sytuacje (i to nie jedną), gdy „pan doktor” odmówił wyjazdu mówiąc „to pierdoła, niech podstawowa jedzie”. Sytuacji odwrotnej nie znam…

Po przyjęciu zgłoszenia dyspozytor medyczny na podstawie zebranego wywiadu, dostępnych zespołów podejmuje decyzję i o ile to możliwe – niezwłocznie wysyła zespół (a czasem nawet kilka zespołów) ratownictwa medycznego na miejsce wezwania. 


„My płacimy na was podatki k….” i inne „przyjemności” naszej pracy

Kilka dni temu Telewizja Polska wyemitowała program poświęcony agresji pacjentów i ich rodzin wobec pracowników pogotowia ratunkowego. Polecam ten program, abyście mieli świadomość, z jakimi sytuacjami czasem się spotykamy próbując ratować ludzkie życie.


 

I wiecie co możemy zrobić? Pochylić głowę i z pokorą przyjąć wszelkie obelgi. Przecież pacjent jest najważniejszy, prawda…?


Dzień z życia medyka vol. 6.

Kolejna porcja dyżurowych opowieści. Tym razem zdecydowanie mniej alkoholu niż ostatnio, a więcej urazów. Głównie drobnych urazów. Przeczytajcie, a później się zastanówcie, które z tych zdarzeń mogły być „załatwione” bez wzywania pogotowia ratunkowego.

09.00 – „upadła na lodowisku, rana głowy” – Podczas klasowego wyjścia na lodowisko 17-latka upadła i uderzyła się w głowę. Bez utraty przytomności, bez nudności, wymiotów – nic. Był guz, ale kto z nas nie nabił sobie w życiu guza? Zastanówmy się więc, czy absolutnie każdy upadek wymaga wezwania karetki pogotowia? Myślę, że prawdziwym powodem wezwania było: „a co ja teraz mam zrobić, jak ja mam całą klasę pod opieką?”. Kierunek szpital. Opiekun też.

10:00 – „prawdopodobnie atak padaczki” – otwiera nam pani wyraźnie „wczorajsza” (a może już „dzisiejsza”?). Wezwała nas do „kolegi”. Ów kolega (też „wczorajszy”, albo już „dzisiejszy”) sprawia wrażenie lekko zdziwionego naszą obecnością. Krótka rozmowa i już wiemy, że nie zgłasza żadnych dolegliwości i nie życzy sobie żadnej pomocy. „Kolega” chleje i nawet tego nie ukrywa. Wolny kraj, każdy (z małymi wyjątkami) ma prawo decydować o swoim losie. Pani, która nas wezwała sugeruje „może na jakieś odtrucie go zabierzecie”? Wyczuwam, że „kolega” chyba zaczął być uciążliwy. Ale to już nie mój problem…

12:00 – „szkoła, rana łokcia” – licealista zahaczył łokciem o klamkę. Rana niewielka, nawet nie krwawiąca, ale do szycia. Pacjent niepełnoletni, więc musimy zabrać opiekuna – w tym przypadku nauczyciela. Na szczęście na miejscu szybko pojawia się brat poszkodowanego. Bardzo rozsądny brat, który po wysłuchaniu nas stwierdził, że może sam zawieźć brata do szpitala, bo „panowie przecież możecie mieć poważniejsze wezwania”. Brawo za rozsądek.

15:00 – „upadła, uraz nogi” – jak to mówią „jest zima, więc musi być zimno”. A czasem ślisko. I to właśnie było przyczyną upadku starszej pani. „Na oko” wyglądało to na stłuczenie okolicy stawu skokowego. Nasza pacjentka nie chce jechać do szpitala – ma takie prawo, więc zalecam doraźnie leki przeciwbólowe i okłady z altacetu. I tyle mogę zrobić.

17:00 – „upadła, uraz nogi” – tym razem bez szpitala się nie obejdzie. Prawdopodobnie złamanie szyjki kości udowej. Kierunek szpital.

Dobrnęliśmy do końca dyżuru. Jak więc sądzicie, czy każda z tych sytuacji wymagała naszej interwencji? Czy stać nas na to, aby pogotowie ratunkowe było traktowane jako „lek na całe zło”, a czasem jako taksówka?


motocyklisci kalisz gremium kalisz
  • Kategorie

  • Archiwum

  • Zapraszam na Facebooka :-)

  • Moje filmy

    Śnieżka
    Śnieżka
    X Mistrzostwa Polski
    X Mistrzostwa Polski
    Rowerowo...
    Rowerowo...
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
  • © 2011 Jakub Rychlik. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione. Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody mogące wyniknąć z niewłaściwego zastosowania prezentowanej na stronie www.jakubrychlik.pl wiedzy w praktyce.
    Motyw iDream: Templates Next , tłumaczenie: WordpressPL | Działa na WP