Tag: pogotowie ratunkowe

Dzień z życia medyka vol. 12. „Piątek, piąteczek, piątunio!”

Dla wielu ludzi piątek jest dniem szczególnym. Większość z nas bardzo go lubi, w przeciwieństwie do znienawidzonego poniedziałku. Dla wielu pracujących piątek często oznacza ostatni w tygodniu dzień pracy, początek weekendu. Wielu ludzi od samego rana zyskuje nową energię, dodatkowego „kopa”, bo wystarczy przeżyć ten dzień i już mamy dwa dni wolnego…

deska_kamil

fot. Mariusz Jankowski

Oczywiście mam na myśli tych, którzy pracują od poniedziałku do piątku i weekendy zazwyczaj mają wolne. W ratownictwie weekend przypada czasem w poniedziałek, a czasem w środę. Czasem też  mamy weekend w weekend, ale część z nas wtedy również pracuje, na przykład w innym miejscu. Weekend przypada wtedy, gdy mamy wolne. Czyli zazwyczaj wtedy, gdy inni pracują, stąd też ciężko jest uzgodnić plany urlopowe.

W moim przypadku piątek ma jeszcze inne znacznie. Otóż w naszym pogotowiu piątek jest tak zwanym dniem technicznym.

Kiedyś była to sobota, ale jak wszyscy pogotowiarze wiedzą – w weekendy duża część naszych pacjentów przypomina sobie, że od tygodnia, albo dwóch jest chora i w trybie pilnym wymaga konsultacji zespołu ratownictwa medycznego, stąd zmiana na piątek. Dzień techniczny oznacza sprzątanie i uzupełnianie leków, sprzętu. Tylko niech ktoś sobie przypadkiem nie myśli, że karetka jest wtedy wyłączona, czy zdjęta z dyżuru. Pracujemy normalnie (czyli tyle, ile sobie zażyczą dzwoniący pod numer 999, lub 112), a przy okazji musimy „ogarnąć” karetkę.

A opisywany dyżur wyglądał mniej więcej tak:

08.30 – ból w klatce piersiowej, po 2 operacjach serca – na początek dobre wieści: operacje serca były, ale ponad 20 lat temu (w wieku dziecięcym). A to oznacza, że obecny stan pacjentki najprawdopodobniej nie jest związany z przebytymi operacjami. W toku badania okazuje się, że pacjentka ma wszystkie parametry w normie, a jej stan (nie będę szczegółowo opisywał typu dolegliwości) jest związany raczej z trybem życia, jaki zafundował jej mały człowieczek, który pojawił się w jej życiu dwa miesiące temu 🙂 Krótko: mały daje w kość i nie pozwala odpocząć. Pacjentka nie chciała jechać do szpitala, więc została w domu, ale z zaleceniem kontroli w POZ, lub u lekarza prowadzącego.

10.50 – zasłabła – sympatyczna starsza pani (ponad 80 lat), która potknęła się o bruk i upadła. Dobrze ludzie nie pozwolili jej wstać i wezwali zespół ratownictwa medycznego. Obrażeń brak, wszystkie parametry w normie, pacjentka nie zgłaszała żadnych dolegliwości i udała się do domu.

11.40 – stan po zasłabnięciu, siedzi na murku – i znów dobre wieści: siedzi! Siedzi, czyli nie leży. A to oznacza, że prawdopodobnie nie jest aż tak źle. Parametry w normie, a opisywane dolegliwości i wywiad od pacjenta wskazują, że pacjent ma raczej problemy z psychiką, niż z ciałem. Ten pacjent również udał się samodzielnie do domu, z zaleceniem kontaktu z POZ.

13.00 – padaczka – czterdziestoletni, stały klient. Ten z kategorii znanych nam z imienia, nazwiska i numeru PESEL (czyli wielokrotnie przez nas „notowany”). Według relacji świadków (o wątpliwej wiarygodności spowodowanej spożyciem dość znacznej ilości alkoholu pod różną postacią) – miał napad drgawek. Świadkowie wskazują nawet na stłuczenie policzka, które rzekomo miało powstać na skutek tego napadu drgawek. Podczas badania pacjent przyznaje, że spożywał alkohol, a konkretnie denaturat („te ch..e mnie nauczyli”). Policzek go boli, bo kilka dni temu dostał lanie. Panicznie boi się izby wytrzeźwień*, szpitala nie lubi, nic od nas nie chce i udaje się do domu.

15.00 – upadł, rana głowy – mężczyzna 55 lat (wyglądający na jakieś 70) podczas wychodzenia ze sklepu zaliczył klasyczną glebę. Można powiedzieć, że mu się spadochron nie otworzył, albo źle wyliczył wyjście z progu. Efektem złych wyliczeń byłą rana głowy, okolicy potylicznej. Skóra głowy jest dość dobrze unerwiona i unaczyniona, dlatego takie zdarzenia mogą wyglądać dramatycznie (dużo krwi), ale zazwyczaj nie są groźne dla zdrowia i życia.  Nasz pacjent oczywiście jest pod wpływem alkoholu. Nie życzy sobie pomocy i udaje się do domu, który znajduje się po drugiej stronie ulicy.

17.15 – słaba, wysokie ciśnienie, wymioty – a do tego 85 lat. W trakcie badania: ciśnienie w normie (sąsiadka mierzyła, więc może się pomyliła?), pacjentka neguje wymioty, a słaba jest, bo „już nie te lata”. Klasyczne Z03 (czyli według klasyfikacji ICD-10: ogólne badanie) i powrót na stację.

* w Kaliszu nie ma izby wytrzeźwień. Jej rolę częściowo przejęła Policyjna Izba Zatrzymań, ale pospolicie nadal nazywana jest „wytrzeźwiałką”.

Między wyjazdami udało nam się trochę „ogarnąć” karetkę, uzupełnić sprzęt i leki. I tak nam właśnie minął piątek, piąteczek piątunio…


Cwaniak

We wcześniejszych wpisach na blogu opisałem dwa typy pacjentów, z jakimi czasem muszą się zmagać zespoły ratownictwa medycznego (i nie tylko). Te dwa typy to Celebryta i Bomiś. Dziś kolejny rodzaj pacjenta, którego można nazwać „Cwaniakiem”.

Gdy „Cwaniak” wzywa karetkę, to najczęściej ma w tym jakiś interes. Cel, do którego dąży, a zespół ratownictwa medycznego (popularniej: pogotowie, lub karetka) ma mu ułatwić osiągnięcie tego celu. Co może być owym celem? Na przykład próba uzyskania zwolnienia chorobowego, zaświadczenia, „alibi”, czyli inaczej mówiąc jakiegoś usprawiedliwienia. Zdarzają się sytuacje, gdy człowiek się nie chce, albo z pewnych względów (na przykład wysokoprocentowych) nie może iść do pracy. Często związane to może być syndromem dnia wczorajszego (kac), lub dzisiejszego (jeszcze nie kac, ale wszystko zmierza w tym kierunku).

Tutaj na myśl przychodzi mi jeden z moich pacjentów, u którego byłem kilka miesięcy temu.
Wezwanie – „ból brzucha”. Na miejscu trzydziestoletni mężczyzna (stały klient naszego pogotowia ratunkowego), który zgłasza ogólne osłabienie, ale neguje ból brzucha. Okazało się, że „ból brzucha” wymyśliła jego siostra, która nas wezwała. Jak twierdziła siostra – „bo wtedy na pewno przyjedziecie”.

039Wszystkie parametry w normie, a jedyna dolegliwość to wspomniane wcześniej ogólne osłabienie, czyli rzecz całkowicie niemierzalna i niebadalna, a może wynikać ze spożycia alkoholu, którego woń dość wyraźnie było czuć od naszego pacjenta.

Badamy, szukamy dalej i nadal nic. Nic, czego można by się jakoś uczepić. Jest tylko jedna rzecz, która przykuła moją uwagę – pacjent domaga się dokumentacji (którą i tak by od nas otrzymał), a także zapisu, że musi (podkreślam – MUSI) dziś leżeć w domu i nie jest w stanie się poruszać. Postanowiłem dopytać, w jakim celu jest mu taki zapis potrzebny.

Po pewnym czasie „cwaniak” przyznał, że miał na dziś wyznaczone spotkanie z kuratorem, ale „zaskoczył” i pijany nie pójdzie, bo kurator może mu próbować odwiesić wyrok (nie wnikam w prawdziwość tej relacji, przekazuję jedynie jej sens). Dlatego potrzebuje zaświadczenia, że dziś ma leżeć w domu i nie jest w stanie się poruszać. Siostra dostarczy zaświadczenie do kuratora i będzie spokój.

Pacjent otrzymał od nas standardową kartę medycznych czynności ratunkowych z bardzo ogólnym rozpoznaniem Z03 – „obserwacja medyczna i ocena przypadków podejrzanych o chorobę lub stany podobne”. To rozpoznanie to w zasadzie brak rozpoznania, w skrócie oznacza: szukaliśmy, ale nic nie znaleźliśmy. Nie spodobało się to naszemu pacjentowi, ale to już nie mój problem. Ja nie zamierzam fałszować dokumentacji medycznej, jaką jest karta medycznych czynności ratunkowych. 


Amnezja


0498
Jakiś czas temu na dyżurze „ratowałem” pewnego pana, który siedział na ławce. I właśnie to siedzenie na ławce było głównym powodem wezwania zespołu ratownictwa medycznego.

Dobrzy ludzie stwierdzili, że człowiek ten z pewnością wymaga pomocy, ale nie byli łaskawi poczekać na nas w miejscu wezwania. Widocznie dobrzy ludzie mieli ważniejsze sprawy na głowie. Może zakupy w jednej z pobliskich galerii, których w Kaliszu niemało?

Nasz nowy pacjent ewidentnie pachniał denaturatem, miał też zaburzenia mowy (od tygodnia). Można by pomyśleć, że to klasyczne upojenie alkoholowe.  Jednak pan zarzekał się, przysięgał, że alkoholu nie spożywał, a śmierdzi denaturatem, ponieważ koledzy polali. Dobrze skwitował to mój kolega z zespołu: „kto by był na tyle głupi, żeby dyktę* marnować?”. My jednak nie mamy możliwości sprawdzenia poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu, czy we krwi. A poza tym samo spożycie alkoholu przecież grzechem nie jest…

Oprócz zaburzeń mowy (które mogą świadczyć między innymi o udarze mózgu) nasz pacjent miał też problemy z chodzeniem (od tygodnia). Czyli ma pewne ubytki neurologiczne, ale nie można ustalić, czy jest to świeża sprawa, czy też pozostałość po wcześniejszych schorzeniach. A poza tym bolał go brzuch, bark (od dwóch dni), głowa („od dawna”). Był też mokry (padał deszcz) i lekko wychłodzony (nic dziwnego). Można powiedzieć: wszystko w jednym, do wyboru do koloru. Ilość „schorzeń” ułatwia nam podjęcie decyzji o transporcie do szpitalnego oddziału ratunkowego, jednak nie ułatwia postawienia rozpoznania.

Finalnie nasz pacjent trafił do szpitala, gdzie okazało się, że jest to stały klient. Z uwagi na stan ogólny (spowodowany ciężką, wieloletnią pracą na swoje schorzenia) został nawet przyjęty na oddział, podejrzewam jednak, że długo tam nie zabawi. Podczas rutynowych badań okazało się, że miał 1,40 promila alkoholu we krwi. Czyli do rozpoznania warto by było dopisać amnezję, na która nasz pacjent niewiątpliwie cierpi…

*dykta – jedno z wielu określeń na denaturat.


Pogotowie ratunkowe lekiem na całe zło?

Pokłóciłeś się z żoną? Mąż ma kochankę? Boli Cię głowa po wczorajszej mocno zakrapianej alkoholem imprezie? Awantura rodzinna? Dziecko ma problemy w szkole? A może podejrzewasz je o branie narkotyków? Wiekowa babcia od dwóch tygodni nie chce jeść? Albo trzeba podnieść z podłogi pana, który przesadził z ilością C2H5OH, a może panią, która sobie w życiu jedzenia nie żałowała i teraz nie jest w stanie samodzielnie się poruszać („niech mamusia się nie rusza, panowie mamusię zniosą, panowie od tego są”)*.

Natychmiast dzwoń po pogotowie ratunkowe! Przecież nie odmówi, prawda? A jak odmówi to TVN, Gazeta Wyborcza, cała rzesza dziennikarzy i przeróżne „rzetelne” media tylko czekają na okazję, żeby zrobić „zadymę” oczywiście w trosce o dobro pacjenta (czy też potencjalnego pacjenta). Natychmiast pojawi się również chmara ekspertów, którzy zlecą się do mediów, jak muchy do miodu, aby robić mądre, zatroskane miny i ferować wyroki.

A poza tym, u nas każdy kogoś zna. Jeden sędziego, drugi prokuratora, trzeci policjanta, a jeszcze inny ma w rodzinie „szanowanego prawnika”, który jest gotów zniszczyć całe pogotowie wraz z przyległościami.

Nie można zapomnieć również o tym, że każdy Polak zna się wybitnie na piłce nożnej, prawie, polityce no i oczywiście (a jakże!) na medycynie. I nie zawaha się z tej wiedzy i swoich szerokich znajomości skorzystać, aby tylko osiągnąć swój cel: wezwać pogotowie ratunkowe. Wezwać nawet wtedy, gdy ewidentnie nie jest potrzebne. Wezwać nawet wtedy, gdy zespół ratownictwa medycznego pomóc nie może. Wezwać, żeby wezwać!

4037Przecież mi się należy, przecież płacę podatki!
W tym kraju każdy podatki płac i każdemu się wszystko należy (a nawet jeśli nie płaci, to twierdzi, że płaci).
Kilka lat temu „zbierałem” z ulicy bezdomnego pijaka, który mi udowadniał, że mu się należy, bo przecież ma zasiłek (czyli i ubezpieczenie społeczne)! Cyganie (ups, przepraszam, bądźmy poprawni politycznie – Romowie**) również mają wszelkie świadczenia. A widział ktoś kiedyś pracującego Roma?
Oni też są ubezpieczeni przez urząd pracy. Należy im się…

Zresztą, jakie to ma znaczenie? W Polsce wszelkie świadczenia realizowane przez zespoły ratownictwa medycznego realizowane są bezpłatnie. Nie ma siły na to, aby w jakikolwiek sposób wyegzekwować opłatę na nieuzasadnione wezwanie. Bo przecież biegunka od tygodnia może nagle okazać się bólem w klatce piersiowej, a do bólu głowy trwającego od roku mogą nagle dołączyć się zaburzenia równowagi i zaburzenia mowy (medycy będą wiedzieć czym to pachnie). A z krosty na pośladku przecież można się wykrwawić…

A jeśli ktoś NAPRAWDĘ będzie w tym czasie potrzebował pomocy? Cóż, ma pecha! Mógł sobie wcześniej zadzwonić po pogotowie ratunkowe, przewidzieć, że będzie miał wypadek komunikacyjny, albo zostanie napadnięty i pobity. Wtedy będzie można rozpętać aferę o to, że pogotowie ratunkowe za długo jechało (pewnie spali, jedli, a może wódkę pili?). Bo przecież w tym kraju każdy kogoś zna, przeróżne „rzetelne” media tylko czekają na aferę, a tzw. eksperci zaczną się zlatywać jak muchy do miodu, by robić mądre, zatroskane miny i ferować wyroki…

* To są prawdziwe wezwania.

** Pod­czas I Świa­to­wego Kon­gresu Romów, który odbył się w 1971 roku, przed­sta­wi­ciele grup okre­śla­nych jako Cy­ganie usta­lili, że chcą, by na­zy­wano ich Ro­mami. Rom to słowo wy­stę­pu­jące w więk­szości rom­skich dia­lektów, pod­czas gdy Cygan jest słowem obcym, nazwą, która zo­stała im na­rzu­cona. Co więcej, słowo cygan (pi­sane małą li­terą, ale w mowie nie widać prze­cież róż­nicy) może zo­stać użyte jako obelga – źródło.


„Bohaterstwo” na zamówienie…

fot. M. Jankowski

fot. M. Jankowski

Działo się to 30 lipca bieżącego roku w Kaliszu, nad rzeką Prosną. Nastolatek jadący na rowerze zauważył, że w rzece ktoś się „pluska”.

Natychmiast zadzwonił po straż pożarna, biegnąc na miejsce zdarzenia zaczął się rozbierać, a następnie skoczył do wody, aby wyłowić tonącego. Mniej więcej w tym samy czasie na miejsce zdarzenia zaczęły zmierzać wezwane służby, czyli straż pożarna (trzy zastępy), policja oraz pogotowie ratunkowe.

Postawa godna pochwały, chociaż z mojego punktu widzenia (od piętnastego roku życia jestem ratownikiem WOPR i dość dobrze pływam) bardzo ryzykowna. Ratowanie tonącego, bez sprzętu i zabezpieczenia jest bardzo trudne i ryzykowne. Niektórzy twierdzą, że to niemal samobójstwo. Czytając relację z tego zdarzenia w lokalnych mediach myślałem sobie, że ktoś miał naprawdę dużo szczęścia.

Bohaterski nastolatek bardzo szybko udzielił wywiadu lokalnej telewizji, krótkie relacje znalazły się także na stronach kalisz.naszemiasto.pl i radiomerkury.pl, miał więc swoje pięć minut sławy. Kaliskie władze już chciały  oficjalnie podziękować młodemu człowiekowi za heroiczny i odważny czyn. Informacja o zdarzeniu znalazła się także na portalu kalisz112.pl, na którym można znaleźć relacje, zdjęcia z wypadków, pożarów itd. O ile dobrze pamiętam, portal ten zamieścił również wywiad z „bohaterem” (kolega rozmawiał z kolegą, albo „bohater” rozmawiał sam z sobą – któż to wie). Dziwnym trafem wpis ze strony kalisz112.pl zniknął…

Pojawiły się jednak pewne wątpliwości. W komentarzach na stronie kalisz.naszemiasto.pl możemy przeczytać, że „ratujący” i „ratowany” dość dobrze się znają, a ich obecność w jednym miejscu, w tym samym czasie raczej nie była przypadkowa. Komentarze mimo sporej ilości tzw. hejtu czasem zawierają ziarnko prawdy.

Czujna okazała się także kaliska policja. Komuś po prostu „coś” w tej układance nie pasowało. Okazało się, że „tonący” tonął w miejscu, gdzie woda sięga dorosłemu człowiekowi mniej więcej do pasa. Oczywiście i w takiej wodzie można się utpoić. Znalazł się jednak świadek zdarzenia, który słysząc, że ktoś woła pomocy pośpieszył na ratunek, jednak okazało się, że nikt pomocy nie oczekuje, ale po kilkudziesięciu minutach na miejsce nadjechały służby ratunkowe…

Po kilku tygodniach okazało się, że cała ta sytuacja została upozorowana przez trzech nastolatków. „Przypadkiem” wszyscy trzej się znają i redagują portal kalisz112.pl (jeden z nich określa siebie mianem „dziennikarza” portalu calisia.pl) a także stronę na portalu Facebook.com. O całej tej sytuacji możecie poczytać na stronie faktykaliskie.pl.

Pozwoliłem sobie zadać pytanie jednemu z redaktorów portalu kalisz112.pl czy opisana powyżej sytuacja rzeczywiście ich dotoczy, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Mój wpis na ich facebookowej stronie został usunięty, a ja zostałem zablokowany. Mogę się tylko domyślać, że z powodu niewygodnych pytań (dla zainteresowanych – zachowałem wysłane przeze mnie wiadomości).

Bohaterów tej historii czeka teraz sąd, a ja im życzę dotkliwej kary i więcej (dużo więcej) oleju w głowie. Jako pasjonaci ratownictwa i straży pożarnej (tak można wnioskować po stronie, którą prowadzą) powinni zdawać sobie sprawę, do czego mogą prowadzić nieuzasadnione wezwania pogotowia ratunkowego, policji, czy straży pożarnej…

 


10 lat minęło…

Jak ten czas leci? Dziesięć lat temu zaczęła się moja przygoda z ratownictwem medycznym. Dokładnie 1 sierpnia 2003 roku rozpocząłem pracę w Pogotowiu Ratunkowym w Kaliszu.  Mniej więcej w tym samym czasie miała początek moja szkoleniowa przygoda. Rocznice, szczególnie te okrągłe skłaniają do refleksji, więc postanowiłem się nimi z Wami podzielić.

Przez te dziesięć lat w polskim ratownictwie medycznym zaszło wiele pozytywnych zmian. Jedna z ważniejszych nastąpiła w 2006 roku, kiedy to po wielu latach w końcu podjęto pracę nad nowym projektem ustawy o państwowym ratownictwie medycznym. Nowa ustawa zaczęła obowiązywać od 1 stycznia 2007 roku i wprowadziła znaczne zmiany w funkcjonowaniu ratownictwa medycznego w Polsce.

Jedną z bardziej zauważalnych (choć oczywiście nie jedynych) zmian było wprowadzenie nowego podziału karetek na „specjalistyczne” (w składzie z lekarzem) i „podstawowe” (w składzie bez lekarza). Wiązało się to również z określeniem czynności, które ratownik medyczny i pielęgniarka mogą wykonywać samodzielnie (czytaj). Z pewnością wpłynęło to również na wzrost prestiżu tychże zawodów. Ratownik medyczny przestał być tylko i wyłącznie „noszowym”, a pielęgniarka „miłościwie noszącą ambu mistrzynią od wkłuć”. Pojawiła się oczywiście masa przeciwników nowego podziału i zespołów „podstawowych”. Rzesza „ekspertów” (którzy nigdy w karetce nie siedzieli) przestrzegała przed negatywnymi skutkami zmian. Karetki „podstawowe” stanowią obecnie około 50% wszystkich zespołów ratownictwa medycznego, a ratownicy medyczni i pielęgniarki zastąpili lekarzy w karetkach. Widać konflikt interesów, prawda? Jednego roku lobby profesorsko – eksperckie podjęło próbę ograniczenia kompetencji zespołów „P”, z marnym na szczęście skutkiem. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej.

Samodzielna praca i zwiększony (albo inaczej: w końcu określony) zakres kompetencji ratowników medycznych i pielęgniarek wiąże się oczywiście z większą odpowiedzialnością, co zmusza (przynajmniej tych myślących i świadomych) do ciągłego kształcenia.

Polskie ratownictwo medyczne nie jest oczywiście doskonałe, ciągle ewoluuje i czeka je jeszcze zmian oraz ciężkiej pracy. Jednak porównując nasz system z  działaniem służb ratunkowych w innych krajach naprawdę nie jest źle. Postaram się o tym napisać innych razem.

Zmiany nastąpiły oczywiście i w kaliskim pogotowiu. Wysłużone karetki zostały stopniowo zastąpione przez nowsze modele. Pożegnaliśmy się z wiekowym Mercedesem pieszczotliwie nazywanym przez nas „Babcią”, czy „papieską erką” (ambulans, który  kaliskie pogotowie otrzymało przed wizytą Jana Pawła II w Kaliszu, w 1997 roku), na zasłużoną emeryturę przeszły także transportowe Polonezy. Z biegiem lat pojawiały się nowe ambulanse, nowy sprzęt i nowi ludzie. Dziś Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu już nie istnieje. Decyzją Sejmiku Województwa Wielkopolskiego zostało włączone w struktury Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Dobrze to, czy źle – jak zwykle czas pokaże. Zmienia się również siedziba naszego pogotowia. Aktualnie trwa przeprowadzka z ul. Nowy Świat 35, na ul. Poznańską 79 (pawilony po medycynie pracy), a docelowo poszczególne karetki mają być rozlokowane na terenie Kalisza.

Nie zmieniło się jedno: oczekiwania pacjentów. W tym kraju każdemu wszystko się należy! Więc nadal (mimo upływu lat, nowej ustawy, postępu, rozwoju i tak dalej) około 70 – 80% wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego to wyjazdy nieuzasadnione, lub co najmniej kontrowersyjne co wykazała chociażby niedawna kontrola Najwyższej Izby Kontroli.

032Ja również się zmieniłem. Jestem przede wszystkim o dziesięć lat starszy, bogatszy o przeróżne doświadczenia życiowe i zawodowe. Staram się jednak dalej rzetelnie wykonywać swoją pracę i nieść kaganek oświaty.

Jak już wiecie – udało mi się połączyć chęć ratowania ludzkiego życia oraz wiedzę w tym zakresie połączyłem z zamiłowaniem do uczenia ludzi i tak zrodziła się historia szkoleń, którymi zajmuję się już od 10 lat.

Wiedzę w tym zakresie zdobyłem na studiach oraz licznych kursach związanych z ratownictwem medycznym, w których nieustannie uczestniczę, wychodząc z założenia, że tylko ciągły rozwój i doświadczenie pozwalają nam sprostać pojawiającym się, nowym wyzwaniom.

 


Dzień z życia medyka vol. 9. „Sobota”

039Ostatni opisany przeze mnie dyżur w pogotowiu ratunkowym był spokojny i monotematyczny: trzy wyjazdy – trzech pacjentów – trzy razy napad drgawek. Dziś dla odmiany będzie zdecydowanie bardziej intensywnie i bardziej kolorowo.

Zanim przejdę do rzeczy, przypomnę tylko, że opisywane przeze mnie zdarzenia są autentyczne, ale z oczywistych powodów nie podaję dokładnych informacji. Godziny zdarzenia podawane są orientacyjnie, a wiek poszkodowanych w przybliżeniu, co jednak nie ma wpływu na opisywane zdarzenie.

19.30 – „zderzenie trzech samochodów“ – na miejscu okazało się, że to było zderzenie pięciu samochodów, a poszkodowanych jest dwóch, więc wezwaliśmy kolejną karetkę. Po kilku minutach zgłosiło się dwóch kolejnych pacjentów, którzy źle się poczuli. To niestety dość częsta sytuacja, gdy uczestnikom zdarzenia „przypomina się“, że może jednak warto się przebadać „tak na wszelki wypadek“. Spośród czterech uczestników zdarzenia (bo trudno nazwać wszystkich poszkodowanymi) troje trafiło na szpitala. Na szczęście obyło bez poważnych obrażeń. –> SOR

20.45 – „spadł z drabiny, rana głowy“ – wezwanie brzmi dość dramatycznie, szczególnie, że dyspozytor przekazał nam, że pacjent spadł z wysokości około 2 – 3 metrów. Jadąc na miejsce zastanawialiśmy się z kolegą: czereśnia, czy dach? Czyli spadł zrywając czereśnie, czy schodząc/wchodząc na dach? Na miejscu wezwania zastaliśmy zadowolonego starszego pana, który miał niewielką ranę głowy, a spadł nie z 2 – 3 metrów, tylko z 2 – 3 szczebli drabiny… Poza niewielką raną głowy i łokcia nasz pacjent nie zgłasza żadnych dolegliwości i nie chce jechać do szpitala. Opatrunek i powrót na stację.

21.30 – „rana ręki“ – na to zdarzenie najechaliśmy wracając z poprzedniego wyjazdu. Na ulicy zaalarmował nas mężczyzna, który nie zdążył jeszcze zadzwonić na pogotowie ratunkowe, a widząc przejeżdżającą karetkę postanowił ją zatrzymać. Okazało się, że jego kolega podczas jazdy na quadzie wjechał w krzaki i dość mocno rozciął sobie dłoń i przedramię. Poszkodowany mimo wszystko starał się być dobrym humorze. Spytany, czy na coś choruje odpowiedział „na żonę“. Dobry humor być może był spowodowany spożyciem pewnej ilości C2H5OH. –> SOR

23.30 – „przewrócił się i leży“ – na miejscu zdarzenia zastaliśmy niespełna czterdziestoletniego pacjenta oraz świadków zdarzenia, którzy nas wezwali. Nasz kolejny pacjent właśnie wracał pieszo ze szpitala (miał nawet jeszcze opaskę identyfikacyjną na przedramieniu), gdzie został wcześniej zawieziony przez pogotowie z powodu upojenia alkoholowego. Ten pacjent również był w dobrym humorze, spowodowanym przez C2H5OH. Nie zgłasza żadnych dolegliwości nie życzy sobie pomoc. Na szczęście do domu miał już blisko.

01.30 – „pobita, rana głowy“ – smutne zdarzenie, którego szczegółów nie będe tutaj opisywał. –> SOR

03.00 – „przewrócił się, rana twarzy“ – grupa znajomych wrócając z imprezy postanowiła sobie zrobić tzw. afterparty na murku ogrodzenia. Nie wiemy, kto nas wezwał, ale ów ktoś troszkę się pomylił, bo największym problemem naszego pacjenta nie była twarz, a złamanie w stawie skokowym. Ten poszkodowany również był pod wpływem alkoholu. –> SOR

04.30 – „przewrócił się, rana głowy“ – sympatyczny starszy pan, który z powodu problemów z prostatą często w nocy wstaje do toalety,  nie chcąc budzić rodziny stara się nie włączać światła. Rana głowy naprawdę niewielka, a pacjent nie chce jechać do szpitala. Mały opatrunek i wracamy na stację.

Bilans dyżuru: podczas dwunastogodzinnego dyżuru mieliśmy siedem wyjazdów, a ośmiu pacjentów. Trzech spośród nich znajdowało się pod wpływem alkoholu. Śmiem twierdzić, że te trzy zdarzenia były wręcz spowodowane przez nadmierną ilość alkoholu. Każdy  tych pacjentów, niezależnie od przyczyny zdarzenia był potraktowany tak samo. Żaden z nich, niezależnie od przyczyny zdarzenia nie poniesie żadnych konsekwencji finansowych. I niech nikt mi opowiada o kryzysie. Jesteśmy bardzo bogatym krajem, skoro sobie na to pozwalamy.


Drgawki – pierwsza pomoc

Drgawki to krótkotrwałe, częste skurcze mięśni występujące niezależnie od naszej woli. Najczęściej występują w przebiegu padaczki, ale mogą być też spowodowane przez inne czynniki, np. bardzo wysoka gorączka (szczególnie u małych dzieci), niedotlenienie, zatrucia, hipoglikemia (zbyt niski poziom cukru we krwi), urazy głowy, udar mózgu.

glowa

fot. Mariusz Jankowski

Niezależnie od przyczyny napadu drgawek, postępowanie w ramach pierwszej pomocy będzie zawsze takie samo. W pierwszej kolejności należy się upewnić, czy w miejscu zdarzenia jest bezpiecznie, czy nam i poszkodowanemu nic nie zagraża. Typowe zagrożenia to ruch uliczny, zwierzęta, a czasem agresywni ludzie. O ile to możliwe należy zabezpieczyć poszkodowanego przed upadkiem (jeśli zdążymy), a następnie zabezpieczyć go przed wtórnymi urazami, szczególne chroniąc jego głowę. Najlepiej ułożyć poszkodowanego na boku, aby zapewnić drożność dróg oddechowych i przytrzymać jego głowę. Jeśli ułożenie na boku nie jest możliwe można przytrzymać poszkodowanego leżącego na plecach. Nie chodzi o to, aby się siłować z poszkodowanym, ale by ochronić jego głowę przed wtórnymi urazami. Kości czaszki stanowią obudowę procesora (czyli mózgu). Jeśli uszkodzimy „obudowę” istnieje ryzyko uszkodzenia „procesora”…

Drgawki najczęściej ustają po około 30 – 60 sekundach, ale możliwe są też napady drgawkowe trwające znacznie dłużej. Po napadzie drgawek należy ocenić, czy poszkodowany jest przytomny i czy oddycha prawidłowo. Jeśli poszkodowany jest nieprzytomny, ale oddycha prawidłowo, należy ułożyć go w pozycji bezpiecznej (na boku, z drożnymi drogami oddechowymi), o ile to możliwe okryć go, a następnie wezwać pogotowie ratunkowe. W przypadku braku prawidłowego oddechu należy w pierwszej kolejności wezwać pogotowie ratunkowe, a następnie rozpocząć resuscytację krążeniowo – oddechową (o tym w następnych artykułach). Chociaż obecność drgawek wygląda groźnie, to samoistne drgawki raczej rzadko zagrażają życiu.

Nigdy, pod żadnym pozorem nie wolno poszkodowanemu nic wkładać do ust! Z kilku powodów – po pierwszej nie ma takie potrzeby, po drugie podczas napadu drgawek najczęściej występuje szczękościsk, a po trzecie w niczym to nie pomaga. Opowieści o „odgryzionym języku” można wsadzić między bajki. Poszkodowany może przygryźć sobie język, ale od tego się nie umiera. A od wyłamanych zębów, które dostaną się do dróg oddechowych można umrzeć…


Dzień z życia medyka vol. 8. „Padaka”

Splot wielu różnych okoliczności spowodował, że dość długo musieliście czekać na kolejny wpis z serii „Dzień z życia medyka”. Od ostatniego wpisu wiele się wydarzyło, na przykład Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu przestało być samodzielną jednostką i stało się częścią Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Czy to dobrze, czy też źle – czas pokaże. Nasze zmagania z rzeczywistością toczą się bez zmian.

„Padaką” w medycznym slangu nazywamy atak drgawek, który może mieć bardzo wiele różnych przyczyn, jednak najczęściej jest to napad drgawek padaczkowych.

plecy09.00 -„atak padaczki” – w chwili przybycia pacjent splątany (co zresztą jest typowe po napadzie drgawek), nie wie co się stało i co gorsza – nie wie gdzie się znajduje. Nie ma żadnych dokumentów i co chwila podaje inne dane. To też się zdarza po napadzie drgawek. Pacjent twierdzi, że na nic nie choruje, ale nie możemy go w takim stanie zostawić na pastwę losu. → SOR

13.00 – „drgawki, rana twarzy” – koledzy pacjenta nie owijają w bawełnę: choruje na padaczkę, nadużywa alkoholu (dziś jeszcze nie zdążył nic wypić). Lubię taką szczerość. Pacjent miał pecha, bo podczas napadu drgawek wpadł w potłuczone szyby, co spowodowało dodatkowo ranę ciętą głowy. Ale nie tylko, bo podczas dokładnego badania okazało się, że pacjent ma też ranę klatki piersiowej. Odłamek szkła przebił się przez skórzaną kurtkę, dżinsową kurtkę, bluzę, koszulę, podkoszulek i wpił się w ciało pacjenta. Trzeba pamiętać, że rany klatki piersiowej mogą być bardzo niebezpieczne. I to kolejny dowód na to, że warto dokładnie badać pacjentów. → SOR

17.00 – „rana głowy, drgawki” – jeden z kaliskich marketów. Tym razem młody człowiek, chorujący na padaczkę. Na pochwałę zasługuje bardzo profesjonalne zachowanie pracowników marketu, którzy przytrzymali poszkodowanego podczas napadu drgawek, ułożyli go w pozycji bezpiecznej oraz zaopatrzyli ranę głowy. Aż miło patrzeć, bo to się rzadko zdarza. Typowe objawy, jak po napadzie drgawek + rana głowy = SOR.

Trzy wyjazdy i wszystkie trzy w pełni uzasadnione, co się rzadko zdarza. Jednostka chorobowa niby ta sama, ale przyczyny prawdopodobnie różne. Wracając z drugiego wyjazdu zobaczyliśmy, jak nasz pierwszy pacjent maszerował ulicą Poznańską „w dół”. 


Niebezpieczne zimno…

Zima jeszcze się dobrze nie zaczęła, ale już pojawiają się pierwsze doniesienia o ofiarach zimna. Dzisiejszy wpis dotyczy udzielania pierwszej pomocy osobie, która uległa nadmiernemu wychłodzeniu.

Jakie mogą być skutki zimna?
Odmrożenia może być jedną z konsekwencji działania niskich temperatur. Jest to miejscowe uszkodzenia tkanek na skutek działania zimna. Czynniki, które sprzyjają powstawaniu odmrożeń to między innymi: niewłaściwa odzież, zbyt ciasne obuwie, długotrwałe narażenie na działanie niskich temperatur, wilgoć, alkohol, który daje pozorne ciepło, ale rozszerza naczynia krwionośne, przez co prowadzi do wychłodzenia całego organizmu. Miejsca szczególnie narażone to stopy, dłonie, nos, uszy, Skóra początkowo staje się zaczerwieniona, następnie sina, szaroniebieska, aż w końcu blada. We wstępnym okresie odmrożenia występuje uczucie marznięcia, swędzenia i ból. Rozróżniamy trzy (a według niektórych źródeł cztery) stopnie odmrożeń, ale granica między nimi jest płynna. Warto pamiętać, że  do odmrożeń może dojść nawet przy dodatnich temperaturach.

Co robić?
W każdym przypadku wychłodzenia (które poprzedza odmrożenie) jeśli to tylko możliwe należy przerwać narażenie na działanie niskich temperatur, czyli przenieść poszkodowanego w ciepłe, suche miejsce, zdjąć zimną i mokrą odzież, założyć suche ubranie, okryć poszkodowanego. Należy też pamiętać, aby zdjąć zbyt ciasne obuwie oraz wszelkie łańcuszki, pierścionki mogące wywierać ucisk na tkanki. Jeśli poszkodowany nie ma zaburzeń świadomości można podać dobrze osłodzone, ciepłe napoje (małymi ilościami). Nie należy rozcierać, ani nadmiernie poruszać poszkodowanym. Nie jest też zalecane gwałtowne ogrzewanie (np. umieszczenie w gorącej wodzie). W przypadku zaburzeń świadomości, dużych odmrożeń, wychłodzenia całego ciała należy wezwać pogotowie ratunkowe.

Przede wszystkim profilaktyka!
Najlepiej oczywiście nie dopuścić do nadmiernego wychłodzenia organizmu. Aby temu zapobiec należy się ubierać odpowiednio do panującej temperatury, najlepiej na tzw. cebulkę – lepiej założyć kilka cienkich warstw, niż jedną grubą. Unikajmy picia alkoholu i palenia papierosów. Części ciała szczególnie narażone na działanie niskich temperatur należy smarować kremem ochronnym. Warto pamiętać, że duża ilość ciepła „ucieka” przez naszą głowę, dlatego warto nosić czapkę.


motocyklisci kalisz gremium kalisz
  • Kategorie

  • Archiwum

  • Zapraszam na Facebooka :-)

  • Moje filmy

    Śnieżka
    Śnieżka
    X Mistrzostwa Polski
    X Mistrzostwa Polski
    Rowerowo...
    Rowerowo...
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
  • © 2011 Jakub Rychlik. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione. Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody mogące wyniknąć z niewłaściwego zastosowania prezentowanej na stronie www.jakubrychlik.pl wiedzy w praktyce.
    Motyw iDream: Templates Next , tłumaczenie: WordpressPL | Działa na WP