Pierwsza część cieszy się dużą popularnością (ilość odwiedzić), dlatego postanowiłem opisać kolejny dyżur, tym razem „dzienny”.

11.10 – „zasłabła” – na szczęście nic wielkiego. Dobrzy sąsiedzi skombinowali krzesło i posadzili panią przed blokiem. Pacjentka została w domu.

12.30 – „zasłabła, bóle serca, piła alkohol, 22 lata” – przynajmniej wzywający mówił prawdę z alkoholem. Pacjentka siedzi na murku, wita nas dżentelmen z wytatuowaną historią życia więziennego na ciele. Pan już na wstępie prosi nas: „tylko jej nie zabierajcie!”. Poza ewidentnym upojeniem alkoholowym, do którego się przyznała (oczywiście tylko „dwa piwa”) niewiele jej było. Nasza pacjentka ma też spory atut: rentę po rodzicach… Życzymy szczęścia i do widzenia (albo lepiej nie).

13.20 – „zasłabła, 30 lat” – posłużę się tylko cytatem z filmu: „bo pić, to trzeba umić!”. Do domu spać!

13.45 – „rana stopy” – pechowiec dnia. Wracając ze sklepu nadział się stopą na pęknięty słoik. Nie życzę nikomu źle, ale to wyjazd z kategorii „lubię to” (bo przynajmniej jesteśmy w stanie efektywnie pomóc). Kierunek szpital.

16.40 – „padaczka” – najbardziej schorowana pacjentka na tym dyżurze. Wspólnie z rodziną ustaliliśmy najlepsze rozwiązanie.

 

Przez cały dyżur „leczyłem dobrym słowem”, podałem jeden lek (a w zasadzie to pół) zawiozłem jednego poszkodowanego do szpitala.