Wyobraźmy sobie taką sytuację: schronisko wysoko w górach (zaznaczam: schronisko, a nie pensjonat, w które część schronisk zostało przekształconych) – po całodziennym marszu boli nas gardło… Albo po nieświeżej konserwie łapie nas biegunka.

Leków brak, do apteki daleko… Jak sobie radzić?

Czasem warto sobie przypomnieć rady babci:

  • Biegunka – czasem pomaga gorzka czekolada
  • Stłuczenia, zwichnięcia – okłady z zimnej wody z octem
  • Ból gardła – płukanka solna (1 łyżka soli na 1 szklankę wody)
  • Bóle brzucha, biegunka – wódka z pieprzem (50 ml wódki i pieprzu tyle, żeby prawie powstała zawiesina). Tylko proszę nie przesadzać z dawkami;-)
  • Obolałe nogi – wymoczenie nóg w wodzie z mydłem, uniesienie nóg ok. 30 – 40 cm powyżej poziomu ciała (ułatwi odpływ krwi), delikatny masaż
  • Oparzenia słoneczne – okład z kefiru, maślanki, zsiadłego mleka.

 

Zadziała, albo i nie. Ale co nam szkodzi spróbować będąc w sytuacji „awaryjnej”?