„Kawalerskie”

fot. Jakub Rychlik

Dyżur w pogotowiu, kilka dni temu. Dostajemy kartę wyjazdową – „Leży – NN – mężczyzna ok. 50 lat”. Wzywa policja. Lecimy na sygnale na jedną z głównych kaliskich ulic.

Na miejscu witają nas koledzy z policji i pokazując na leżącego na schodach mężczyznę mówią, że jest zbyt pijany, aby mogli go zabrać do „wytrzeźwiałki”. Z daleka wygląda na nieprzytomnego, tzw. żulero classico.  Ale dość szybko udało nam się delikwenta obudzić i namówić na dokładniejsze badanie. Zenek (bo tak nasz bohater miał na imię) zgodził się na badanie i poszedł z nami do karetki.

Gdy wsiadaliśmy do karetki przybiegła zatroskana pani (tak na oko w wieku mniej więcej naszego pacjenta). Mając nadzieję, że uda mi się od nie uzyskać jakieś informacje, pytam kim jest w stosunku do naszego pacjenta. „Nnnnaaaarzzeczonąąą” usłyszałem. Oho, jest ciekawie!

Przebadaliśmy pana ze wszystkich stron, okazało się, że to, co mu dolega to „zmęczenie” spowodowane spożyciem sporej ilości alkoholu. Podczas badania dowiedziałem się, że „narzeczeni” mają termin ślubu za dwa tygodnie.

„A dziś było kawalerskie?” – chciałem zażartować… „Tak” – odpowiedział już całkiem przytomny i zorientowany Zenek.

Nasz pacjent nie życzy sobie żadnej pomocy, więc po podpisaniu karty wraz z narzeczoną uraczyli się soczystym buziakiem i udali się na dalszy rajd po Kaliszu. Ale jeszcze przed wyjściem zaprosił nas na swoje kolejne „kawalerskie”. Niestety nie zapisaliśmy daty i miejsca imprezy 😉

 

P.S.
Na zdjęciu bohater innej historii.

komentarzy 8 dalej...

„My płacimy na was podatki k….” i inne „przyjemności” naszej pracy

Kilka dni temu Telewizja Polska wyemitowała program poświęcony agresji pacjentów i ich rodzin wobec pracowników pogotowia ratunkowego. Polecam ten program, abyście mieli świadomość, z jakimi sytuacjami czasem się spotykamy próbując ratować ludzkie życie.


 

I wiecie co możemy zrobić? Pochylić głowę i z pokorą przyjąć wszelkie obelgi. Przecież pacjent jest najważniejszy, prawda…?


Dzień z życia medyka vol. 6.

Kolejna porcja dyżurowych opowieści. Tym razem zdecydowanie mniej alkoholu niż ostatnio, a więcej urazów. Głównie drobnych urazów. Przeczytajcie, a później się zastanówcie, które z tych zdarzeń mogły być „załatwione” bez wzywania pogotowia ratunkowego.

09.00 – „upadła na lodowisku, rana głowy” – Podczas klasowego wyjścia na lodowisko 17-latka upadła i uderzyła się w głowę. Bez utraty przytomności, bez nudności, wymiotów – nic. Był guz, ale kto z nas nie nabił sobie w życiu guza? Zastanówmy się więc, czy absolutnie każdy upadek wymaga wezwania karetki pogotowia? Myślę, że prawdziwym powodem wezwania było: „a co ja teraz mam zrobić, jak ja mam całą klasę pod opieką?”. Kierunek szpital. Opiekun też.

10:00 – „prawdopodobnie atak padaczki” – otwiera nam pani wyraźnie „wczorajsza” (a może już „dzisiejsza”?). Wezwała nas do „kolegi”. Ów kolega (też „wczorajszy”, albo już „dzisiejszy”) sprawia wrażenie lekko zdziwionego naszą obecnością. Krótka rozmowa i już wiemy, że nie zgłasza żadnych dolegliwości i nie życzy sobie żadnej pomocy. „Kolega” chleje i nawet tego nie ukrywa. Wolny kraj, każdy (z małymi wyjątkami) ma prawo decydować o swoim losie. Pani, która nas wezwała sugeruje „może na jakieś odtrucie go zabierzecie”? Wyczuwam, że „kolega” chyba zaczął być uciążliwy. Ale to już nie mój problem…

12:00 – „szkoła, rana łokcia” – licealista zahaczył łokciem o klamkę. Rana niewielka, nawet nie krwawiąca, ale do szycia. Pacjent niepełnoletni, więc musimy zabrać opiekuna – w tym przypadku nauczyciela. Na szczęście na miejscu szybko pojawia się brat poszkodowanego. Bardzo rozsądny brat, który po wysłuchaniu nas stwierdził, że może sam zawieźć brata do szpitala, bo „panowie przecież możecie mieć poważniejsze wezwania”. Brawo za rozsądek.

15:00 – „upadła, uraz nogi” – jak to mówią „jest zima, więc musi być zimno”. A czasem ślisko. I to właśnie było przyczyną upadku starszej pani. „Na oko” wyglądało to na stłuczenie okolicy stawu skokowego. Nasza pacjentka nie chce jechać do szpitala – ma takie prawo, więc zalecam doraźnie leki przeciwbólowe i okłady z altacetu. I tyle mogę zrobić.

17:00 – „upadła, uraz nogi” – tym razem bez szpitala się nie obejdzie. Prawdopodobnie złamanie szyjki kości udowej. Kierunek szpital.

Dobrnęliśmy do końca dyżuru. Jak więc sądzicie, czy każda z tych sytuacji wymagała naszej interwencji? Czy stać nas na to, aby pogotowie ratunkowe było traktowane jako „lek na całe zło”, a czasem jako taksówka?


„Kij i marchewka”, czyli o prawie raz jeszcze

Temat może troszkę nudny, ale bardzo ważny,wciąż budzący wiele wątpliwości.

Każdy z nas ma prawny obowiązek udzielenia pierwszej pomocy. Warto wiedzieć, że nikt nie wnika, czy umiemy udzielić pierwszej pomocy. Czysto teoretycznie każdy z nas w życiu miał kilka szans, aby tej pierwszej pomocy się nauczyć (gimnazjum, szkoła ponadgimnazjalna, kurs na prawo jazdy, czy też szkolenie BHP w pracy). Czy z nich skorzystaliśmy, albo czy inni dali nam z nich skorzystać, to już inna sprawa.

A więc jest „kij”. Masz udzielić pierwszej pomocy i koniec. Od każdej reguły są oczywiście wyjątki, np. z obowiązku udzielenia pierwszej pomocy zwalnia nas niebezpieczeństwo, o czym też już pisałem.

Jest także i „marchewka”. Ustawa o państwowym ratownictwie medycznym wprowadziła dwa zapisy chroniące osobę udzielającą pierwszej pomocy. W ustawie czytamy:

Art. 5.
1. Osoba udzielająca pierwszej pomocy, kwalifikowanej pierwszej pomocy oraz podejmująca medyczne czynności ratunkowe korzysta z ochrony przewidzianej w ustawie z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. Nr 88, poz. 553, z późn. zm.2)) dla funkcjonariuszy publicznych.

2. Osoba, o której mowa w ust. 1, może poświęcić dobra osobiste innej osoby, inne niż życie lub zdrowie, a także dobra majątkowe w zakresie, w jakim jest to niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia osoby znajdującej się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego.

A teraz po naszemu.
Podczas udzielania pierwszej pomocy (a także kwalifikowanej pierwszej pomocy i medycznych czynności ratunkowych) korzystamy z prawnej ochrony, jaka przysługuje funkcjonariuszom publicznym. Funkcjonariuszem publicznym jest np. poseł, senator, radny, sędzia, ławnik, prokurator. Nie stajemy się funkcjonariuszem publicznym, ale nabieramy praw do szczególnej ochrony, jakie mu przysługują. W Kodeksie karnym czytamy:

Art. 226.
1. Kto znieważa funkcjonariusza publicznego albo osobę do pomocy mu przybraną podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Udzielając pierwszej pomocy możemy poświecić dobro osobiste, majątkowe innej osoby, a odpowiedzialność za ewentualne roszczenia ponosi Skarb Państwa.

Podam przykład:
Jest upalny lipiec, południe. Gorąco, ok. 30 st. C. w cieniu. Idziesz przez parking dużego marketu. Na środku parkingu stoi dobre, drogie auto. W środku, w foteliku dziecko. Chyba nieprzytomne. Szyby pozamykane. Wybijasz szybę, czy nie? A jeśli tak, to kto za nią zapłaci (szyba 1500 zł)? Otóż, jeśli ktoś będzie tak głupi, żeby dopominać się odszkodowania, za szkody, jakie powstały podczas ratowania dziecka, to niech skarży Skarb Państwa.

Pamiętajmy jednak, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Zanim wybijemy szybę, warto sprawdzić, czy drzwi przypadkiem nie są otwarte…

Z jednej strony „kij” – „masz udzielać pierwszej pomocy”, a z drugiej strony „marchewka” – skoro już udzielasz pierwszej pomocy (a pewnie jesteś jednym z nielicznych) to chcemy Cię chronić.


Dzień z życia medyka vol. 5. „Bawimy się!”

fot. Jakub Rychlik

19.45 – „leży na ulicy” – pierwszy wyjazd, na „rozruszanie”. Lecimy na sygnale, po ok. 4 – 5 minutach jesteśmy na miejscu. Już z daleka widzę trzy auta na światłach awaryjnych. W myślach pochwaliłem świadków za zabezpieczenie miejsca zdarzenia, a zarazem pomyślałem, że możemy mieć robotę. Tzw. „pierwsza piątka” (niektórzy medycy będą wiedzieć, nie medycy wkrótce się dowiedzą), szybkie rozeznanie. Podchodzę do naszego potencjalnego poszkodowanego, a ten wita nas głośnym „spier….j”. Tłumaczę mu, że chcemy pomóc, na co pacjent znów powtarza swoje „powitanie”, a przy tym zaczyna wymachiwać rękoma. I tak kilka razy. Świadkowie też próbują mu przemówić do rozumu, oczywiście bezskutecznie. Danych oczywiście nie chciał podać. Cóż, ja się z nim szarpał nie będę. Wezwaliśmy policję i nasz niedoszły pacjent pojechał trzecią klasą do najdroższego hotelu w Kaliszu. W obecności policjantów już nie był tak „rozmowny”.

23.45 – „napad drgawek, pił alkohol” – wezwali nas „koledzy” pacjenta, zaniepokojeni drugim w dniu dzisiejszym napadem drgawek. Tak to przynajmniej określili. „Francuz” (bo taką dostał od nas ksywę) był głęboko nieprzytomny (a wierzcie mi, że ja potrafię wybudzać), do tego zaczął wymiotować. Cóż możemy zrobić? Kierunek – szpital. Później dowiedziałem się od kolegi z SORu, że nasz pacjent miał 5,25 promila alkoholu we krwi. Pogratulować. Dawno nie widziałem takiego wyniku.

01.15 – „rana głowy, pijany” – tańcowanie po alkoholu nie zawsze wychodzi na dobre. Ups, przepraszam – przecież nasz pacjent na pytanie czy pił alkohol odpowiedział pytaniem „a jak pan myśli?” Ja jednak wolę spytać, niż bawić się w domysły, co chyba zirytowało pacjenta, który najpierw stwierdził, że nie pił, a później, że nie pamięta aby pił. A ten zapach alkoholu z ust to pewnie jakiś syrop na gardło, nie? Zwracam więc honor i poprawiam się: prawdopodobne spożycie alkoholu prawdopodobnie spowodowało upadek, który prawdopodobnie spowodował prawdziwą ranę głowy.

Jak widać roboty niezbyt dużo, ale za to 100% skuteczności. Trzy wyjazdy i trzy zdarzenia spowodowane nadużyciem alkoholu. I kto za to płaci? KLIKNIJ

 


2012 lat temu…

„2012 lat temu, pierwszy zespół paramedyczny w składzie: Kacper, Melchior i Baltazar otrzymał wezwanie: Rodzi. Za pierwszą gwiazdką w prawo, przed stajnią, szary osiołek. Ruszyli natychmiast zabrawszy niezbędny sprzęt: kadzidło (adrenalina w nebulizacji), mirrapamil i złoty stetoskop.
I w ten sposób zapoczątkowali wieloletnią tradycję spędzania świąt z kolegami w pracy”. 🙂

Zdrowych, pogodny i spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku
dla tych na dyżurach i tych, co mają wolne.


„Czym skorupka za młodu…”

Ostatnio miałem przyjemność brania udziału w niezwykłej akcji profilaktycznej. Niezwykłej, bo zmieniającej świadomość młodych ludzi, dającej im możliwość uratowania czyjegoś życia,  podnoszącej ich wiedzę i umiejętności z zakresu pierwszej pomocy. Bezcenne. Mogłem brać w tym udział i to daje mi wielką satysfakcję.

A zaczęło się tak…

Kilka miesięcy temu w głowach specjalistów Grupy LUX MED narodził się pewien pomysł. Chcieli zrobić coś wartościowego dla młodzieży. A ponieważ branża medyczna jest im najbliższa, w tym zakresie postanowili się poruszać. Zlecili wykonanie badań wśród młodzieży.

Ankieterzy pytali, czy uczniowie potrafią i czy chcą udzielać pierwszej pomocy. Wyniki ankiet dają do myślenia.  Mimo, że udzielenie pierwszej pomocy jest obowiązkiem każdego człowieka, a za jego zlekceważenie grozi odpowiedzialność karna, połowa młodych ludzi przyznaje, że nie udzieliłaby pierwszej pomocy samodzielnie. Prawo prawem, ale nie ma nic gorszego niż konieczność udzielania pierwszej pomocy komuś bliskiemu, komuś, kogo znamy, a nigdy nie wiemy gdzie i kiedy ta wiedza nam się przyda. Może nigdy, a może jeszcze dziś?

Z badań, przeprowadzonych na zlecenie Grupy LUX MED wynika, że w stanach nagłych 44 procent młodych ludzi ograniczyłoby się jedynie do wezwania pogotowia ratunkowego. 48 procent deklaruje, że udzieliłoby pierwszej pomocy samodzielnie. Czyli niemal „pół na pół”. Pocieszające jest to, że 84 proc. chciałoby się nauczyć pierwszej pomocy. Okazuje się jednak, że nawet ci, którzy deklarują, iż posiadają wiedzę o udzielaniu pierwszej pomocy, w sytuacji realnego zagrożenia nie zachowaliby się prawidłowo. Wniosek po analizie wyników mógł być tylko jeden. Działamy.

I tak Akademia Ratownictwa Grupy LUX MED rozpoczęła akcję „Umiem pomóc”. Jako, że od dawna zajmuję się szkoleniami zostałem zaproszony do udziału w projekcie. W warszawskich liceach rozpoczęliśmy szkolenia z zakresu pierwszej pomocy. Na początek pomysłodawcy wytypowali 12 szkół. Szkolenie trwa 4 godziny i jest nastawione przede wszystkim na nauczanie praktycznych umiejętności udzielania pierwszej pomocy. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Cel został osiągnięty. Wkrótce akcja ma objąć także inne miasta. I to rewelacyjna wiadomość – bo osób znających zasady udzielania pierwszej pomocy jest wciąż za mało. Zapraszam również na: http://www.umiempomoc.pl/

Cieszę się, że mogłem pomóc i jestem przekonany, że to początek owocnej współpracy z organizatorami akcji. Razem odwaliliśmy kawał dobrej roboty i to bardzo cieszy. Może któryś z przeszkolonych uczniów wkrótce ocali komuś życie. A może już to zrobił?


Dzień z życia medyka vol. 4.

Kolejny dzień, kolejny dyżur, kolejne wyzwania. Dziś działamy we wzmocnionym składzie – mamy stażystów na pokładzie.

07.30 – „przychodnia, rana głowy” – 70-letnia pani przyszła na zastrzyk, po którym niestety zbyt szybko wstała. Jak wstała, tak padła, rozbijając sobie głowę. Rana do szycia, więc kierunek szpital. Przy okazji – tego typu omdlenia zdarzają się nawet u młodych, zdrowych osób. Dlatego zanim gwałtownie wstaniemy warto chwilę posiedzieć.

09.30 – „leży, rana głowy” – po przybyciu okazało się, że klęczy, a nie leży. A klęczy, bo „troszkę” za dużo wypił. Alkoholu oczywiście. „Rana głowy” okazała się niewielkim otarciem, które mogło być spowodowane nawet przez ciasną czapkę, którą nasz pacjent miał na głowie. Nie życzy sobie absolutnie żadnej pomocy, „przytomny, w pełnym, logicznym kontakcie, zorientowany w miejscu i czasie”, podał pełne dane, podpisał kartę i poszedł w swoją stronę. Nikt z nas nie będzie się z nim szarpał. Wolny kraj.

10.30 – „leży, trzęsie się” – lecimy na sygnale. Potencjalny poszkodowany nie leży, a stoi. Pogotowie ratunkowe wezwali świadkowie zaniepokojeni tym, że wcześniej upadł. Na „dzień dobry” pan, który wezwał pogotowie zaczyna na mnie krzyczeć. Gdy pytam, dlaczego to robi, odpowiedział, że „się zdenerwował”. No fajnie, tylko co ja zawiniłem? Poszkodowany nie życzy sobie pomocy, nie zgłasza żadnych dolegliwości, ale łaskawie pozwala się częściowo zbadać. Nie za bardzo mu się podoba, że chcę od niego dokumenty. Reszta – jak w poprzednim przypadku. Szerokiej drogi!

W tym momencie zaczynamy się z kolegą zastanawiać, czy cały dzisiejszy dyżur tak będzie wyglądał? I wykrakaliśmy…

12.30 – „leży, wyziębiony”, wzywa patrol policji. Prawdopodobnie bezdomny, przytomny, ale brak logicznego kontaktu. Dokumentów brak, czyli „NN – mężczyzna, ok. 45 lat”. Wyziębiony. Kierunek – szpital.

14.40 – „po operacji, rozejście rany” – schorowany, cierpiący (ale mimo to uśmiechnięty) starszy pan, który niedawno wyszedł ze szpitala i już do niego musi wrócić…

Po tej wizycie straciliśmy nasze wsparcie.

17:30 – „upadła, ból biodra” – sympatyczna starsza pani, która potknęła się o dywan i upadła. Na szczęście nic wielkiego jej się nie stało. Lek przeciwbólowy i zalecony kontakt z lekarzem rodzinnym.

Podsumowanie dyżuru: trzech pacjentów zawieźliśmy do szpitala, a trzech zostało na miejscu. 

 

http://vimeo.com/28241856

 

W kwestii przypomnienia:
Wszystkie opisane przeze mnie zdarzenia są autentyczne. Z oczywistych względów nie podaję personaliów pacjentów, ani dokładnej lokalizacji zdarzenia. Czasem zdarza mi się nadawać pacjentom imiona, które są fikcyjne. Godziny zdarzeń podawane są w przybliżeniu.


Święta już blisko…

Czyli pogotowia ratunkowe będą miały więcej pracy. Powody bywają różne. I o tym właśnie postanowiłem napisać tym razem.

Powód pierwszy – nieczynne przychodnie. Każdy chce mieć święta, prawda? Teoretycznie w nocy, dni wolne oraz święta mamy zapewnioną opiekę medyczną przez tzw. „nocną i świąteczną pomoc”. W Kaliszu realizuje ją Wojewódzki Szpital Zespolony im. Ludwika Perzyny, przy ul. Poznańskiej 79 (czytaj). Teoretycznie… Bo ilu z Was zna numer telefonu do tzw. Wieczorynki? A ilu zna na pogotowie?

039Powód drugi – poradnie specjalistyczne też chcą mieć wolne. A u nas nadal wielu ludzi żyje w przeświadczeniu, że jadą do szpitala „przebadać się”.

Powód trzeci – okres świąteczny sprzyja nadmiernemu objadaniu się, co nie każdemu wychodzi na zdrowie. Bóle brzucha, biegunka, niestrawność – to dla nas świąteczna codzienność. Szczególnie zauważalne w drugi dzień świąt. Byłem kiedyś u pewnej pani, która wymiotowała niemal całymi mandarynkami. Tak, niemal całymi mandarynkami. Uprzedzając wątpliwości – pacjentka miała zęby. Po prostu jadła tak łapczywie, że nie miała czasu dobrze pogryźć…

Powód czwarty – alkohol – a właściwie to konsekwencje spożycia nadmiernych ilości alkoholu. Awantury domowe (w święta naprawdę częste), wypadki komunikacyjne, czy po prostu „leży”.

Powód piąty – chyba najsmutniejszy – niekiedy rodzina chce się pozbyć „balastu” w postaci opieki nad osobami starszymi i schorowanymi, próbując na siłę wypchnąć je do szpitala. Wszystko oczywiście pod przykrywką „lepszej opieki, bla bla bla”. Dla nie medyków może to być szokujące. Medycy wiedzą o co chodzi… Krótki REPORTAŻ.

Więcej pracy mają też szpitalne oddziały ratunkowe, czy izby przyjęć, gdzie „ląduje” część naszych pacjentów. Wezwań więcej, a ilość zespołów taka sama, a więc drogi pacjencie nie irytuj się, że długo do Ciebie jedziemy. Nie denerwuj się, bo musisz czekać w kolejce w szpitalu… To naprawdę nie nasza wina. A tym, którzy już trafią na SOR, czy izbę przyjęć proponuję rozejrzeć się na boki i zastanowić się, czy pozostali pacjenci naprawdę wymagają szpitalnej pomocy…


Zanim przyjedzie karetka

A więc stało się. Wezwałeś pogotowie ratunkowe. Czekasz. Zanim do Ciebie dojedziemy minie trochę czasu. Ile? To zależy o wielu rzeczy: od natężenia ruchu, odległości w jakiej się znajdujemy, ilości przeszkód, które musimy pokonać (brama wjazdowa, drzwi do klatki, psy pilnujące posesji), czy chociażby od tego, czy masz umieszczony numer domu w widocznym miejscu…

Jeśli zachodzi taka konieczność, to do naszego przybycia powinieneś udzielać pierwszej pomocy poszkodowanym, a także, o ile to możliwe przygotować się (i pacjenta) na nasze przybycie.

Kilka rzeczy, które należy przygotować, zanim przyjedzie pogotowie:

  • dokumenty pacjenta – najlepiej dowód osobisty, ale może też być inny dokument ze zdjęciem (paszport, prawo jazdy, legitymacja studencka, legitymacja szkolna, legitymacja służbowa etc.)
  • dokumentacja medyczna – wypisy ze szpitala, karty porad, zalecenia, ostatnie badania etc.
  • leki, które przyjmuje pacjent.

 

Wydaje się, że to mało istotne rzeczy, a jednak bardzo ułatwiają nam pracę. A jeśli coś nam ułatwia pracę, to będzie to z pewnością z korzyścią dla pacjenta…  

Aktualizacja wpisu – usunięto podpunkt:
  • potwierdzenie ubezpieczenia – legitymacja ubezpieczeniowa, potwierdzenie wpłaty ZUS/KRUS, druk ZUS RMUA – dla nas nie jest to najważniejsze, ale jeśli zabierzemy pacjenta do szpitala, to tam z pewnością będą tych dokumentów wymagać

Komentarz – aktualnie nie jest potrzebny dokument potwierdzający ubezpieczenie.


motocyklisci kalisz gremium kalisz
  • Kategorie

  • Archiwum

  • Zapraszam na Facebooka :-)

  • Moje filmy

    Śnieżka
    Śnieżka
    X Mistrzostwa Polski
    X Mistrzostwa Polski
    Rowerowo...
    Rowerowo...
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
  • © 2011 Jakub Rychlik. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione. Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody mogące wyniknąć z niewłaściwego zastosowania prezentowanej na stronie www.jakubrychlik.pl wiedzy w praktyce.
    Motyw iDream: Templates Next , tłumaczenie: WordpressPL | Działa na WP