Całkiem niedawno w pogotowiu – wezwanie dość dramatyczne: wypadł z jadącego samochodu, rana głowy. Przedzieramy się przez miasto, pędzimy na sygnale ponad 20 km, mówiąc sobie z kolegą: „może być robota”.
W miejscu wezwania, na poboczu siedzi młody człowiek, chyba lekko zdziwiony naszym przybyciem. Przebieg rozmowy (z pamięci, ale sens jest zachowany):
P: nic
M: boli coś?
P: tylko trochę głowa i łokieć
M: jak to się stało?
P: nie wiem
M: pozwolisz się zbadać?
P: no skoro już tu jesteście…
Badanko, badanko, badanko… Niby nic wielkiego, ale z uwagi na mechanizm urazu, obrażenia głowy, chwilowy brak świadomości („nie wie co się stało”) sugeruję transport na Szpitalny Oddział Ratunkowy.
Poszkodowany pyta „a po co?”. Tłumaczę ewentualne możliwe (bo przecież nie pewne – nikt nie wie co się wydarzy) konsekwencje. Poszkodowany twardo: NIE CHCĘ. No cóż, „klient nasz pan”. Poza pewnymi okolicznościami nie ratujemy nikogo na siłę. Proszę nam podpisać kartę i życzymy zdrowia. Do widzenia.
Dla nas to niemal codzienność. Wnioski wyciągnijcie sami…
*M – medyk, P – poszkodowany
27 lipca 2011 dnia 22:59
Kubuś,nie wiem tylko,czy gdyby ten młodzian zszedł po jakimś czasie,media nie zagryzłyby Was,że go posłuchaliście,przecież miał zaburzoną świadomość….Takie czasy,pacjent nie chce a potem zaskarży.Pomijając tego rozbitka-miałam w internacie wychowanka,który po meczu piłki nożnej miał silne bóle i zawroty głowy.Byłam z nim u Was,w szpitalu-zrobili mu fotkę,nareszcie w lipcu udało mu się dostać na tomografię i wtedy się okazało,że od maja chodzi z krwiakiem w głowie.Czasem się nie przewidzi co we łbie siedzi.Pozdrawiam serdecznie Beata
28 lipca 2011 dnia 07:15
„Przytomny, w pełnym, logicznym kontakcie…”. Poza pewnymi okolicznościami (które tu nie zachodziły) nie mamy prawa ratować nikogo na siłę. Poszkodowany przeczytał formułkę, napisał datę, godzinę, podpisał kartę, więc „dziękuję i do widzenia”. Pacjent wziął ryzyko na siebie. Nie raz już byliśmy witani słowami „wyp… stąd”, więc grzecznie wychodziliśmy, opisując wszystko dokładnie w karcie…
Pozdrawiam:-) JR.
30 lipca 2011 dnia 16:28
Jak można wypaść z jadącego auta? To był jakiś wypadek? Przez szybę wyleciał, czy co? A może mu ktoś pomógł?
30 lipca 2011 dnia 20:40
Nie był to typowy wypadek, gdzie poszkodowany wypadł przez szybę. Z pewnych względów nie mogę zdradzać szczegółów zdarzeń, które opisuję. Staram się zachować sens, nie szkodząc nikomu. Poza tym odsyłam tutaj: http://jakubrychlik.pl/pacjenci-klamia-dr-gregory-house.html 🙂