W Kairze byliśmy tranzytem, lecąc do Nairobi. Wylądowaliśmy o 3 w nocy, a następny samolot mieliśmy o 23.30, więc zostało nam kilkanaście godzin, które postanowiliśmy wykorzystać na zwiedzanie miasta. Po krótkim odpoczynku w hotelu ruszyliśmy na piechotę zwiedzać stolicę Egiptu. Błyskawicznie znalazł się „przewodnik”, który chciał nas oprowadzić, ale nie skorzystaliśmy z jego oferty.

Kair w niczym nie przypomina kurortów z folderów biur turystycznych oferujących wakacje w Egipcie. To chyba najbardziej brudne miasto, jakie w życiu widziałem. Śmieci walają się dosłownie wszędzie, nie obowiązują praktycznie żadne przepisy ruchu drogowego, więc normalna jest jazda pod prąd, na czerwonym świetle, czy wymuszanie pierwszeństwa. Nie używa się kierunkowskazów, ani świateł. Za to często słychać dźwięk klaksonu. Miejscowi w pewnym sensie rozmawiają ze sobą używając klaksonu. Auta najczęściej są poobijane i zniszczone. Nierzadki jest widok aut stojących w korku „zderzak w zderzak”. Europejczyk musi się przestawić na ten tryb życia i mieć zawsze oczy dookoła głowy. W pewnym sensie to walka o przetrwanie.

Ludność jest bardzo otwarta i nadmierne „uprzejma”. Uprzejmość oznacza, że każdy chce „pomóc”, np. wyrywając podróżnemu plecak, czy walizkę. Oczywiście nie za darmo. Za wszystko należy się datek. Nawet na lotnisku, w toalecie znajdzie się ktoś, kto poda papierowy ręcznik, żeby turysta nie musiał się przemęczać. Oczywiście bardzo szybko nadstawi rękę po datek. Podobnie jest z wszelkiej maści ulicznymi sprzedawcami, których jest cała masa. Główne ulice Kairu to jeden wielki targ. A kupić można wszystko. Ubrania, pamiątki, jedzenie, elektronikę (najczęściej podrabianą) i wszystko „special price for you my friend”. Wszędzie czuć też intensywną woń przypraw zmieszaną z całą masą niekoniecznie przyjemnych zapachów. Robiąc zakupy warto się targować. Pierwotna cena najczęściej jest dziesięciokrotnie zawyżona. Uliczni sprzedawcy potrafią być jednak bardzo natarczywi i wędrują za turystą niekiedy przez długi czas namawiając do na zakupy. Jeśli nie planujemy zakupów najlepiej kategorycznie odmówić, lub udawać, że się nie rozumie.


Przypadkiem trafiliśmy też na targ, gdzie mięso było sprzedawane z papierowych kartonów leżących na ziemi, czy ryby wokół których wręcz kotłowały się muchy. Powszechne jest żebractwo i przeraźliwe niekiedy kalectwo, ale nie będę tego opisywał.

"Świeże" ryby. Muchy gratis.