Jadę sobie jedną z kaliskich ścieżek rowerowych. Już z daleka widzę, że na poboczu, na trawniku „coś” leży. To „coś” okazało się człowiekiem.
Zatrzymałem się, pytam co się stało, zbadałem na ile mogłem. Janek (przyjmijmy, że tak miał na imię) nie ściemnia. Przyznaje, że nadużywa alkoholu (dziś akurat nie pił), jest bezdomny, nie ma siły, żeby iść dalej i nie bardzo ma co ze sobą zrobić. Pomocy medycznej sobie nie życzy (i dobrze, bo nie bardzo było mu jak pomóc).
Wczesna wiosna, za ciepło nie jest, więc zostawić go też nie bardzo można… Decyzja: telefon do Straży Miejskiej, może coś wymyślą. Dyspozytor zgłoszenie przyjął, a po ok. 15 minutach pojawił się patrol, który stwierdził, że „oni i tak nic nie mogą” i muszą teraz czekać na Policję. Macki opadają…
Drugi aspekt tej sytuacji jest taki, że przez ok. 20 minut, kiedy badałem Janka i czekałem na Straż Miejską, przemknęło obok mnie ok. 30 – 40 osób, z których tylko starsza pani zapytała, czy może mi jakoś pomóc.
Jedna z mijających mnie pań miała chyba jakieś nadprzyrodzone zdolności, bo jadąc na rowerze, nawet nie zatrzymując się wykrzyczała: „niech go pan zostawi, on jest pijany”. Taka to by się nadawała to pogotowia, załatwiałaby wizyty nie ruszając się z bazy…
Nie wiem, co się dalej stało z Jankiem. W chwili, gdy pojawił się patrol Straży Miejskiej (przyjechali zresztą Cinquecento van, więc nie mam pojęcia, gdzie ewentualnie mogli Janka zabrać) pojechałem w swoją stronę.
Najgorsze jest to, że nasze władze nie za bardzo potrafią sobie z takimi problemami poradzić. Mogłem wezwać pogotowie (tak właśnie robi większość ludzi, bo „przecież leży”), przyjechaliby moi koledzy, tylko co oni mogą w takiej sytuacji zrobić? Zawieźć do szpitala? Tylko po co…?
25 sierpnia 2011 dnia 11:15
Ta nasza Polska to strasznie kiepska matka. Póki płacisz jesteś cacy… jak zaczniesz potrzebować – sam sobie musisz radzić.
25 sierpnia 2011 dnia 11:29
Przy wrażliwej duszy, strach na rower wsiadać.
30 sierpnia 2011 dnia 21:48
no własnie Panie jakubie co robic w takim przypadku , ostatnio nawet pogotowie nie chciało ode mnie przyjąć zgłoszenia a facet leżał na Stawiszyńskiej jak długi
30 sierpnia 2011 dnia 21:58
Nie znam okoliczności zdarzenia i nie mogę oceniać, czy odmowa ze strony PR była uzasadniona, czy też nie. Jednak jest pewna zasada: nikogo (poza pewnymi przypadkami, np. zaburzenia psychiczne, ubezwłasnowolnienie) nie ratujemy na siłę. Jeśli poszkodowany nie życzy sobie pomocy, ale stwierdzamy, że zagraża sobie, bądź otoczenie, to wtedy należy wezwać Policję, lub Straż Miejską.
30 czerwca 2013 dnia 19:11
odnośnie pani z mocami nadprzyrodzonymi- często tak właśnie jest, że osoby „gdzieś” leżące są pod wpływem, a jak im jeszcze chcesz pomóc to musisz liczyć się z tym, że Ci się od nich „oberwie”, , ale czy to nas zwalnia z pomocy innym? strach przed „oberwaniem” czasem wygrywa z chęcią pomocy. smutna rzeczywistość.
18 lipca 2013 dnia 15:50
Problem jest złożony…
Po pierwsze – w Polsce każdy zna się na piłce nożnej, prawie, polityce i medycynie, stąd też czasem mamy takie własnie „telepatyczne” diagnozy, jak powyżej opisana.
Po drugie – nie można z góry zakładać, że ktoś jest pod wpływem alkoholu (czy innej substancji psychoaktywnej), ponieważ pewne stany chorobowe mogą imitować upojenie alkoholowe (np. hipoglikemia, udar mózgu).
A po trzecie – zanim bezmyślnie wezwie się pogotowie ratunkowe, warto by było podejść do potencjalnego poszkodowanego i zainteresować się, czy w ogóle życzy sobie i potrzebuje pomocy…
Zdarzają się oczywiście sytuacje, że poszkodowany jest agresywny, ale na szczęście to sporadyczne sytuacje.