Splot wielu różnych okoliczności spowodował, że dość długo musieliście czekać na kolejny wpis z serii „Dzień z życia medyka”. Od ostatniego wpisu wiele się wydarzyło, na przykład Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu przestało być samodzielną jednostką i stało się częścią Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Czy to dobrze, czy też źle – czas pokaże. Nasze zmagania z rzeczywistością toczą się bez zmian.

„Padaką” w medycznym slangu nazywamy atak drgawek, który może mieć bardzo wiele różnych przyczyn, jednak najczęściej jest to napad drgawek padaczkowych.

plecy09.00 -„atak padaczki” – w chwili przybycia pacjent splątany (co zresztą jest typowe po napadzie drgawek), nie wie co się stało i co gorsza – nie wie gdzie się znajduje. Nie ma żadnych dokumentów i co chwila podaje inne dane. To też się zdarza po napadzie drgawek. Pacjent twierdzi, że na nic nie choruje, ale nie możemy go w takim stanie zostawić na pastwę losu. → SOR

13.00 – „drgawki, rana twarzy” – koledzy pacjenta nie owijają w bawełnę: choruje na padaczkę, nadużywa alkoholu (dziś jeszcze nie zdążył nic wypić). Lubię taką szczerość. Pacjent miał pecha, bo podczas napadu drgawek wpadł w potłuczone szyby, co spowodowało dodatkowo ranę ciętą głowy. Ale nie tylko, bo podczas dokładnego badania okazało się, że pacjent ma też ranę klatki piersiowej. Odłamek szkła przebił się przez skórzaną kurtkę, dżinsową kurtkę, bluzę, koszulę, podkoszulek i wpił się w ciało pacjenta. Trzeba pamiętać, że rany klatki piersiowej mogą być bardzo niebezpieczne. I to kolejny dowód na to, że warto dokładnie badać pacjentów. → SOR

17.00 – „rana głowy, drgawki” – jeden z kaliskich marketów. Tym razem młody człowiek, chorujący na padaczkę. Na pochwałę zasługuje bardzo profesjonalne zachowanie pracowników marketu, którzy przytrzymali poszkodowanego podczas napadu drgawek, ułożyli go w pozycji bezpiecznej oraz zaopatrzyli ranę głowy. Aż miło patrzeć, bo to się rzadko zdarza. Typowe objawy, jak po napadzie drgawek + rana głowy = SOR.

Trzy wyjazdy i wszystkie trzy w pełni uzasadnione, co się rzadko zdarza. Jednostka chorobowa niby ta sama, ale przyczyny prawdopodobnie różne. Wracając z drugiego wyjazdu zobaczyliśmy, jak nasz pierwszy pacjent maszerował ulicą Poznańską „w dół”.