Kolejny dyżur, również nocny. Niestety znów alkohol leje się strumieniami…
19.30 – „rana cięta przedramienia“ – po przyjeździe okazało się, że ten pacjent miał już dziś styczność z pogotowiem ratunkowym. Otóż wcześniej, koło południa „troszkę się zdenerwował“ i na złość rodzinie („na złość mamie odmrożę sobie uszy“) postanowił pociąć sobie szkłem przedramię. Oczywiście towarzyszyło temu wcześniejsze spożycie alkoholu (tym razem „trzy piwa“, co mnie zaskoczyło, bo zawsze są dwa). Poprzedni zespół ratownictwa medycznego zabezpieczył krwawienie oraz przetransportował poszkodowanego do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Pacjent jednak postanowił się oddalić ze szpitala, bo w jego opinii powinien być szybciej załatwiony („bo ile można czekać!“). Jednak wieczorem stwierdził, że rozcięta ręka nie wygląda zbyt atrakcyjnie (a tyle pięknych kobiet czeka na tym świecie!), więc może jednak warto ją zeszyć, więc ponownie wezwał pogotowie ratunkowe. Najsmutniejsze w całym tym zdarzeniu jest to, że świadkami tych wydarzeń było dwoje małych dzieci. Po zaopatrzeniu rany przewieźliśmy poszkodowanego na SOR. Przy okazji zapraszam do lektury wpisu o pierwszej pomocy w przypadku krwawień TUTAJ.
21.30 – „leży, rana głowy“ – na miejscu czekał na nas mężczyzna, która wezwał pogotowie ratunkowe. Gdy go spytałem co się stało, odpowiedział „no dwadzieścia minut temu upadł“. Pytany dalej, dlaczego więc wcześniej nas nie wezwał, odpowiedział standardowo: „myślałem, że wstanie“. Zagadką jest dla mnie te owe „dwadzieścia minut”. Bo dlaczego nie dziewiętnaście, albo dwadzieścia jeden? A może trzydzieści trzy minuty? To pytanie pozostanie chwilowo bez odpowiedzi. Przynajmniej do czasu, gdy kiedyś znów spotkam podobną sytuację. Największy problemem naszego pacjenta był brak koordynacji ruchowej spowodowany przyjęciem zbyt dużej ilości C2H5OH, co spowodowało, że – jak to mówią – podczas lądowania nie otworzył mu się spadochron. Konsekwencją tego była rana głowy. Niewielka, ale jednak do szycia. → SOR
02.30 – „przewrócił się, rana głowy“ – starszy pan, który potknął się o dywan i upadł. Rana głowy na szczęście niewielka, a pacjent nie ma ochoty jechać do szpitala. Niewielki opatrunek, powrót na stację i oczekiwanie na kolejny wyjazd.
04.00 – „pobity, uraz twarzy“ – wezwała nas zaniepokojona rodzina, ponieważ trzydziestolatek wrócił do domu w stanie ewidentnie wskazującym na spożycie nadmiernej ilości alkoholu, a przy okazji trochę obity. Poszkodowany jednak nie życzy sobie pomocy z naszej strony, więc nie będziemy mu na siłę pomagać. Widząc obrażenie, jakie ma nasz pacjent przewiduję, że w momencie, gdy „znieczulenie” (C2H5OH) zacznie puszczać, zacznie pilnie poszukiwać pomocy. Przypomnę, że poza kilkoma szczególnymi sytuacjami nie możemy nikogo na siłę ratować. Klient nasz pan!
Pacjent pod wpływem alkoholu, lub innych substancji psychoaktywnych najczęściej jest pacjentem trudnym. Nie chce współpracować, utrudnia wywiad medyczny (który czasem z uwagi na stan pacjenta jest wręcz niemożliwy), bywa nerwowy, a czasem agresywny. A mimo to, musi być potraktowany tak samo, a niekiedy nawet lepiej, niż pozostali pacjenci, stąd też zaszczytne miano celebryty.
17 sierpnia 2013 dnia 22:41
samo życie, samo życie. niestety.
18 sierpnia 2013 dnia 08:57
Dla nas to „samo życie”, ale większość ludzi nie związanych z ratownictwem nie jest świadomych z czym się spotykamy niemal codziennie…
29 sierpnia 2013 dnia 15:22
Eh… Alkohol jest dla ludzi… Niemniej nie dla bezmyślnych ludzi. Każdy powinien znać swoją granicę, gdzie nie zatacza się i wraca spokojnie do domu.
20 września 2013 dnia 15:22
Wychodzi na to, ze wiekszosc waszych wyjazdow to wyjazdy do pijusow. Nie mozna ich w jakis sposob obciazac kosztami?
21 września 2013 dnia 12:17
Większość może nie, ale znaczna część naszych pacjentów znajduje się pod wpływem alkoholu, lub też ich „dolegliwości” wynikają z nadużywania alkoholu. Niestety nie ma na takich sposobu. W Polsce „usługi” z zakresu ratownictwa medycznego są bezpłatne, bez wyjątków.
1 listopada 2013 dnia 14:15
Ten z 19.30 ewidentnie powinien dostać rachuneczek. Albo chory i potrzebuje pomocy, albo nie. A nie taka zabawa w „kotka i myszke” i ganianie się z pogotowiem. Ile łącznie powięciliście my czasu?
1 listopada 2013 dnia 18:31
Też jestem zwolennikiem takiej opcji, jednak polskie prawo nie przewiduje takiej możliwości. Nie mówiąc już o trudnościach w wyegzekwowaniu opłaty i udowodnienia, że wezwanie nie było uzasadnione…
Ile czasu? Nie pamiętam dokładnie, ale łącznie około dwóch godzin. Zdarzenie miało miejsce na terenie Kalisza, więc czasy dojazdów były krótkie.