Główna

Cwaniak

We wcześniejszych wpisach na blogu opisałem dwa typy pacjentów, z jakimi czasem muszą się zmagać zespoły ratownictwa medycznego (i nie tylko). Te dwa typy to Celebryta i Bomiś. Dziś kolejny rodzaj pacjenta, którego można nazwać „Cwaniakiem”.

Gdy „Cwaniak” wzywa karetkę, to najczęściej ma w tym jakiś interes. Cel, do którego dąży, a zespół ratownictwa medycznego (popularniej: pogotowie, lub karetka) ma mu ułatwić osiągnięcie tego celu. Co może być owym celem? Na przykład próba uzyskania zwolnienia chorobowego, zaświadczenia, „alibi”, czyli inaczej mówiąc jakiegoś usprawiedliwienia. Zdarzają się sytuacje, gdy człowiek się nie chce, albo z pewnych względów (na przykład wysokoprocentowych) nie może iść do pracy. Często związane to może być syndromem dnia wczorajszego (kac), lub dzisiejszego (jeszcze nie kac, ale wszystko zmierza w tym kierunku).

Tutaj na myśl przychodzi mi jeden z moich pacjentów, u którego byłem kilka miesięcy temu.
Wezwanie – „ból brzucha”. Na miejscu trzydziestoletni mężczyzna (stały klient naszego pogotowia ratunkowego), który zgłasza ogólne osłabienie, ale neguje ból brzucha. Okazało się, że „ból brzucha” wymyśliła jego siostra, która nas wezwała. Jak twierdziła siostra – „bo wtedy na pewno przyjedziecie”.

039Wszystkie parametry w normie, a jedyna dolegliwość to wspomniane wcześniej ogólne osłabienie, czyli rzecz całkowicie niemierzalna i niebadalna, a może wynikać ze spożycia alkoholu, którego woń dość wyraźnie było czuć od naszego pacjenta.

Badamy, szukamy dalej i nadal nic. Nic, czego można by się jakoś uczepić. Jest tylko jedna rzecz, która przykuła moją uwagę – pacjent domaga się dokumentacji (którą i tak by od nas otrzymał), a także zapisu, że musi (podkreślam – MUSI) dziś leżeć w domu i nie jest w stanie się poruszać. Postanowiłem dopytać, w jakim celu jest mu taki zapis potrzebny.

Po pewnym czasie „cwaniak” przyznał, że miał na dziś wyznaczone spotkanie z kuratorem, ale „zaskoczył” i pijany nie pójdzie, bo kurator może mu próbować odwiesić wyrok (nie wnikam w prawdziwość tej relacji, przekazuję jedynie jej sens). Dlatego potrzebuje zaświadczenia, że dziś ma leżeć w domu i nie jest w stanie się poruszać. Siostra dostarczy zaświadczenie do kuratora i będzie spokój.

Pacjent otrzymał od nas standardową kartę medycznych czynności ratunkowych z bardzo ogólnym rozpoznaniem Z03 – „obserwacja medyczna i ocena przypadków podejrzanych o chorobę lub stany podobne”. To rozpoznanie to w zasadzie brak rozpoznania, w skrócie oznacza: szukaliśmy, ale nic nie znaleźliśmy. Nie spodobało się to naszemu pacjentowi, ale to już nie mój problem. Ja nie zamierzam fałszować dokumentacji medycznej, jaką jest karta medycznych czynności ratunkowych. 


Gdzie szukać pomocy medycznej w nocy i święta (Kalisz)?

Od 1 kwietnia 2014 roku zmieniły zasady się korzystania z nocnej i świątecznej pomocy doraźnej. Pacjent w sytuacji pogorszenia stanu zdrowia będzie mógł korzystać z pomocy dowolnego punktu nocnej opieki, który realizuje ten rodzaj świadczeń w ramach umowy z NFZ.  Punkty te funkcjonują w godz. 18.00 – 8.00 dnia następnego oraz całodobowo w soboty, niedziele i dni ustawowo wolne od pracy.

wieczorynka

„Wieczorynka” – fot. Mariusz Jankowski

W razie zachorowania każdy ubezpieczony może skorzystać, po godzinach pracy swojego lekarza rodzinnego, z nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Niezależnie od miejsca zamieszkania pacjent wymagający konsultacji lekarskiej czy pielęgniarskiej w godzinach nocnych od godz. 18 do 8 dnia następnego oraz całodobowo w weekendy i święta może zgłosić się do dowolnej poradni realizującej ten rodzaj świadczeń w ramach umowy z NFZ.

Aktualnie dla Kalisza i powiatu kaliskiego opiekę nocną i świąteczną realizuje Wojewódzki Szpital Zespolony im. Ludwika Perzyny w Kaliszu, przy ul. Poznańskiej 79, tel. 62 765 16 54.

„Wieczorynka” (tak popularnie nazywana jest nocna i świąteczna opieka zdrowotna) znajduje się w budynku po dawnej medycynie pracy – jest to budynek znajdujący się obok budynku głównego szpitala. W tym samym budynku znajduje się również siedziba pogotowia ratunkowego (jest to tylko i wyłącznie siedziba, miejsce wyczekiwania zespołów ratownictwa medycznego, a nie punkt przyjęcia pacjentów).  Aby dostać się do „wieczorynki” po wejściu przez główne drzwi (widoczne na zdjęciu) należy skręcić w prawo. 

Z nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej pacjent powinien korzystać w przypadku:

  • nagłego pogorszenia stanu zdrowia, gdy nie ma objawów sugerujących bezpośrednie zagrożenie życia, a zastosowane środki domowe lub leki dostępne bez recepty nie przyniosły spodziewanej poprawy
  • zaostrzenie dolegliwości znanej choroby przewlekłej (np. kolejny napad astmy oskrzelowej z umiarkowaną dusznością)
  • infekcja dróg oddechowych z wysoką gorączką, szczególnie u małych dzieci i ludzi w podeszłym wieku
  • bóle brzucha, nieustępujące mimo stosowania leków rozkurczowych
  • bóle głowy, nieustępujące mimo stosowania leków przeciwbólowych
  • biegunka lub wymioty, szczególnie u dzieci lub osób w podeszłym wieku
  • zatrzymanie stolca lub moczu
  • nagłe bóle krzyża, kręgosłupa, stawów, kończyn itp.
  • zaburzenia psychiczne (z wyjątkiem agresji lub dokonanej próby samobójczej – wtedy należy wezwać pogotowie ratunkowe, a najlepiej i Policję).

 

Szczegóły w komunikacie NFZ, a wykaz placówek świadczących nocną i świąteczną opiekę zdrowotną dostępny jest TUTAJ.

Dla przypomnienia – zespoły ratownictwa medycznego nie świadczą usług z zakresu nocnej i świątecznej pomocy doraźnej, ponieważ są powołane do innych zadań (w skrócie: ratowanie życia i zdrowia, a nie leczenie). Przypomnę jeszcze, że Lisków, Brzeziny, czy Stawiszyn, gdzie znajdują się podstacje Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu (będącego częścią Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu) to jedynie miejsce wyczekiwania, gdzie zgodnie z przepisami nie wolno nam nawet przechowywać leków, nie mówiąc już o badaniu chorych.


Głową muru nie przebijesz…

ratownictwologoZ różnych źródeł wiem, że interesuje Was nasza pogotowiana codzienność i pacjenci, dlatego postanowiłem co jakiś czas opisywać konkretnych pacjentów, których można określić mianem „ciekawych”.

Zanim przejdę do sedna kilka słów wyjaśnienia: w trosce o dobro tychże pacjentów oraz, aby nie być posądzonym o ujawnianie danych osobowych, czy informacji o stanie zdrowia poszkodowanego – nie podaję dokładnych danych umożliwiających identyfikację kogokolwiek.

Zdarza mi się czasem lekko modyfikować pewne fakty, ale nie ma to wpływu na całą historię. Bo jakie znacznie ma to, czy nasz pacjent ma 3,23 promila alkoholu we krwi, czy też 3,32?  W obu przypadkach liczba ta wskazuje na spożycie dość znacznej ilości alkoholu. Analogicznie – nie ma znaczenia, czy bohater opowieści ma 31, czy 33 lata, ponieważ należy do pewnej kategorii wiekowej i to się liczy. Zamieszczane zdjęcia nie są wykonywane podczas akcji ratunkowych.

Według relacji osoby, która nas wezwała bohater dzisiejszej opowieści „walił głową w mur”. Dokładnie takie wezwanie otrzymaliśmy. Po przybyciu na miejsce zdarzenia (oczywiście jazda na sygnale) okazało się, że pan już nie wali głową w mur, lecz grzecznie sobie siedzi na chodniku w dość znacznej kałuży, z rozpiętym rozporkiem spodni.

Pan zaprzecza jakoby próbował sforsować głową mur. Nie ściemnia i przyznaje, że spożywał alkohol (denaturat). Nie zgłaszał żadnych dolegliwości i zgodził się na badanie, jednak od początku sugerował nam, żebysmy go zawieźli na jedną z kaliskich ulic, lub ewentualnie do kolegi (tu pada alternatywny adres). Tego nie możemy zrobić, więc zaoferowałem, że ewentualnie mogę zamówić mu taksówkę. Nasz pacjent nie był tym zainteresowany, lecz z zadowoleniem przyjął informację, że zostanie przekazany patrolowi policji i trafi na tzw. dołek (w Kaliszu nie funkcjonuje izba wytrzeźwień).

Oczekując na patrol policji ucięliśmy sobie małą pogawędkę. Nasz pacjent wydawał mi się znajomy (wielce prawdopodobne, że był już wcześniej naszym pacjentem), dlatego podpytałem go skąd i dokąd zmierzał. Okazało się, że wracał z „pracy”, czyli spod jednego z kaliskich marketów, gdzie trudni się odprowadzaniem wózków w zamian za sybmoliczną złotówkę. Dowiedziałem się, że w świadczeniu usług „wózkowych” obowiązuje rejonizacja, a zarobki bywają różne, ale da się żyć. Dzisiejszy dziś ponoć był niezły (i tu pada kwota).

A co się w  ogóle stało? Nasz pacjent wracając z „pracy” poczuł zew natury i próbował honorowo oddać mocz. Jednak silny wiatr w połączeniu z alkoholem spowodowały zachwanie równowagi i upadek oraz oddanie moczu, ale już w niekontrolowany sposób (stąd ta kałuża).

Komentarz?
Karetka do sprzątania. Bo o tym, że nasz pacjent nie poniesie żadnych konsekwencji, nie zapłaci na pobyt na „dołku” już wiecie. Głową muru nie przebijesz…


Amnezja


0498
Jakiś czas temu na dyżurze „ratowałem” pewnego pana, który siedział na ławce. I właśnie to siedzenie na ławce było głównym powodem wezwania zespołu ratownictwa medycznego.

Dobrzy ludzie stwierdzili, że człowiek ten z pewnością wymaga pomocy, ale nie byli łaskawi poczekać na nas w miejscu wezwania. Widocznie dobrzy ludzie mieli ważniejsze sprawy na głowie. Może zakupy w jednej z pobliskich galerii, których w Kaliszu niemało?

Nasz nowy pacjent ewidentnie pachniał denaturatem, miał też zaburzenia mowy (od tygodnia). Można by pomyśleć, że to klasyczne upojenie alkoholowe.  Jednak pan zarzekał się, przysięgał, że alkoholu nie spożywał, a śmierdzi denaturatem, ponieważ koledzy polali. Dobrze skwitował to mój kolega z zespołu: „kto by był na tyle głupi, żeby dyktę* marnować?”. My jednak nie mamy możliwości sprawdzenia poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu, czy we krwi. A poza tym samo spożycie alkoholu przecież grzechem nie jest…

Oprócz zaburzeń mowy (które mogą świadczyć między innymi o udarze mózgu) nasz pacjent miał też problemy z chodzeniem (od tygodnia). Czyli ma pewne ubytki neurologiczne, ale nie można ustalić, czy jest to świeża sprawa, czy też pozostałość po wcześniejszych schorzeniach. A poza tym bolał go brzuch, bark (od dwóch dni), głowa („od dawna”). Był też mokry (padał deszcz) i lekko wychłodzony (nic dziwnego). Można powiedzieć: wszystko w jednym, do wyboru do koloru. Ilość „schorzeń” ułatwia nam podjęcie decyzji o transporcie do szpitalnego oddziału ratunkowego, jednak nie ułatwia postawienia rozpoznania.

Finalnie nasz pacjent trafił do szpitala, gdzie okazało się, że jest to stały klient. Z uwagi na stan ogólny (spowodowany ciężką, wieloletnią pracą na swoje schorzenia) został nawet przyjęty na oddział, podejrzewam jednak, że długo tam nie zabawi. Podczas rutynowych badań okazało się, że miał 1,40 promila alkoholu we krwi. Czyli do rozpoznania warto by było dopisać amnezję, na która nasz pacjent niewiątpliwie cierpi…

*dykta – jedno z wielu określeń na denaturat.


O co może (i powinien) spytać medyk?

Już nie raz zdarzało mi się słyszeć podczas udzielania pomocy, badania poszkodowanego, że zadaję zbędne pytania. Czasem wręcz słyszę teksty w rodzaju: „Przecież widać, że ma nogę złamaną, nie?! Więc po co te pytania o leki?!”

Otóż drogi Pacjencie, Rodzino Pacjenta, Kolego Pacjenta, Świadku Zdarzenia, informuję, że o pewnych sprawach jednak dobrze wiedzieć. Ba, pewne informacje mogą mieć kluczowy wpływ na dalsze losy naszego poszkodowanego. Dlatego wywiad medyczny jest integralną częścią postępowania z każdym naszym pacjentem, poszkodowanym (terminy te stosuję zamiennie).

Aby ułatwić zapamiętywanie stworzono schemat SAMPLE (w wersji anglojęzycznej powstał od pierwszych liter kluczowych pytań). Jedna z polskich wersji (różnice są niewielkie i dotyczą tłumaczenia, a nie sensu) wygląda następująco:

S – symptomy/objawy (inaczej: co dolega?)

A – alergie (czy nasz pacjent jest na coś uczulony?)

M – medykamenty (leki stosowane przez pacjenta)

P – przebyte choroby/ciąża 

L – lunch (kiedy pacjent ostatnio jadł, ewentualnie co to było?)

E – ewentualnie co się stało (jakie były okoliczności zdarzenia)

039Wywiad SAMPLE nie musi być przeprowadzony idealne w tej kolejności i w ten sposób. Ważne jednak, żeby te kluczowe pytania były zadane. W razie potrzeby wywiad można dowolnie rozszerzyć. Na przykład podejrzewając zatrucie pokarmowe należy skoncentrować się na tej części, ale nie wolno pomijać pozostałych pytań.

Niekiedy warto też wypytać rodzinę, świadków zdarzenia, czy nie odczuwają podobnych dolegliwości. Tutaj na myśli przychodzi mi wezwanie sprzed kilku lat, do wymiotującego dziecka. Podczas badania okazało się, że podobne dolegliwości mają także rodzice, a do tego pies „dziwnie się zachowywał” (relacja jednego z rodziców). Co im było? Odpowiedź znajduje się tutaj.

A wracając do tematu – SAMPLE jest procesem ciągłym, a zbieranie wywiadu nie powinno utrudniać, ani przerywać badania pacjenta. A co w sytuacji, gdy pacjent jest głęboko nieprzytomny, lub niewiarygodny (na przykład jest pod wpływem alkoholu)? Wtedy jedyną szansą na uzyskanie jakiejkolwiek informacji jest wywiad zebrany od świadków zdarzenia.

W związku z powyższym bardzo proszę nie obrażać się, na lekarza, pielęgniarkę, czy ratownika medycznego o to, że zadają błahe z pozoru pytania. Robią to dla dobra pacjenta, a nie z własnej ciekawości. 


Pogotowie ratunkowe lekiem na całe zło?

Pokłóciłeś się z żoną? Mąż ma kochankę? Boli Cię głowa po wczorajszej mocno zakrapianej alkoholem imprezie? Awantura rodzinna? Dziecko ma problemy w szkole? A może podejrzewasz je o branie narkotyków? Wiekowa babcia od dwóch tygodni nie chce jeść? Albo trzeba podnieść z podłogi pana, który przesadził z ilością C2H5OH, a może panią, która sobie w życiu jedzenia nie żałowała i teraz nie jest w stanie samodzielnie się poruszać („niech mamusia się nie rusza, panowie mamusię zniosą, panowie od tego są”)*.

Natychmiast dzwoń po pogotowie ratunkowe! Przecież nie odmówi, prawda? A jak odmówi to TVN, Gazeta Wyborcza, cała rzesza dziennikarzy i przeróżne „rzetelne” media tylko czekają na okazję, żeby zrobić „zadymę” oczywiście w trosce o dobro pacjenta (czy też potencjalnego pacjenta). Natychmiast pojawi się również chmara ekspertów, którzy zlecą się do mediów, jak muchy do miodu, aby robić mądre, zatroskane miny i ferować wyroki.

A poza tym, u nas każdy kogoś zna. Jeden sędziego, drugi prokuratora, trzeci policjanta, a jeszcze inny ma w rodzinie „szanowanego prawnika”, który jest gotów zniszczyć całe pogotowie wraz z przyległościami.

Nie można zapomnieć również o tym, że każdy Polak zna się wybitnie na piłce nożnej, prawie, polityce no i oczywiście (a jakże!) na medycynie. I nie zawaha się z tej wiedzy i swoich szerokich znajomości skorzystać, aby tylko osiągnąć swój cel: wezwać pogotowie ratunkowe. Wezwać nawet wtedy, gdy ewidentnie nie jest potrzebne. Wezwać nawet wtedy, gdy zespół ratownictwa medycznego pomóc nie może. Wezwać, żeby wezwać!

4037Przecież mi się należy, przecież płacę podatki!
W tym kraju każdy podatki płac i każdemu się wszystko należy (a nawet jeśli nie płaci, to twierdzi, że płaci).
Kilka lat temu „zbierałem” z ulicy bezdomnego pijaka, który mi udowadniał, że mu się należy, bo przecież ma zasiłek (czyli i ubezpieczenie społeczne)! Cyganie (ups, przepraszam, bądźmy poprawni politycznie – Romowie**) również mają wszelkie świadczenia. A widział ktoś kiedyś pracującego Roma?
Oni też są ubezpieczeni przez urząd pracy. Należy im się…

Zresztą, jakie to ma znaczenie? W Polsce wszelkie świadczenia realizowane przez zespoły ratownictwa medycznego realizowane są bezpłatnie. Nie ma siły na to, aby w jakikolwiek sposób wyegzekwować opłatę na nieuzasadnione wezwanie. Bo przecież biegunka od tygodnia może nagle okazać się bólem w klatce piersiowej, a do bólu głowy trwającego od roku mogą nagle dołączyć się zaburzenia równowagi i zaburzenia mowy (medycy będą wiedzieć czym to pachnie). A z krosty na pośladku przecież można się wykrwawić…

A jeśli ktoś NAPRAWDĘ będzie w tym czasie potrzebował pomocy? Cóż, ma pecha! Mógł sobie wcześniej zadzwonić po pogotowie ratunkowe, przewidzieć, że będzie miał wypadek komunikacyjny, albo zostanie napadnięty i pobity. Wtedy będzie można rozpętać aferę o to, że pogotowie ratunkowe za długo jechało (pewnie spali, jedli, a może wódkę pili?). Bo przecież w tym kraju każdy kogoś zna, przeróżne „rzetelne” media tylko czekają na aferę, a tzw. eksperci zaczną się zlatywać jak muchy do miodu, by robić mądre, zatroskane miny i ferować wyroki…

* To są prawdziwe wezwania.

** Pod­czas I Świa­to­wego Kon­gresu Romów, który odbył się w 1971 roku, przed­sta­wi­ciele grup okre­śla­nych jako Cy­ganie usta­lili, że chcą, by na­zy­wano ich Ro­mami. Rom to słowo wy­stę­pu­jące w więk­szości rom­skich dia­lektów, pod­czas gdy Cygan jest słowem obcym, nazwą, która zo­stała im na­rzu­cona. Co więcej, słowo cygan (pi­sane małą li­terą, ale w mowie nie widać prze­cież róż­nicy) może zo­stać użyte jako obelga – źródło.


„Bohaterstwo” na zamówienie…

fot. M. Jankowski

fot. M. Jankowski

Działo się to 30 lipca bieżącego roku w Kaliszu, nad rzeką Prosną. Nastolatek jadący na rowerze zauważył, że w rzece ktoś się „pluska”.

Natychmiast zadzwonił po straż pożarna, biegnąc na miejsce zdarzenia zaczął się rozbierać, a następnie skoczył do wody, aby wyłowić tonącego. Mniej więcej w tym samy czasie na miejsce zdarzenia zaczęły zmierzać wezwane służby, czyli straż pożarna (trzy zastępy), policja oraz pogotowie ratunkowe.

Postawa godna pochwały, chociaż z mojego punktu widzenia (od piętnastego roku życia jestem ratownikiem WOPR i dość dobrze pływam) bardzo ryzykowna. Ratowanie tonącego, bez sprzętu i zabezpieczenia jest bardzo trudne i ryzykowne. Niektórzy twierdzą, że to niemal samobójstwo. Czytając relację z tego zdarzenia w lokalnych mediach myślałem sobie, że ktoś miał naprawdę dużo szczęścia.

Bohaterski nastolatek bardzo szybko udzielił wywiadu lokalnej telewizji, krótkie relacje znalazły się także na stronach kalisz.naszemiasto.pl i radiomerkury.pl, miał więc swoje pięć minut sławy. Kaliskie władze już chciały  oficjalnie podziękować młodemu człowiekowi za heroiczny i odważny czyn. Informacja o zdarzeniu znalazła się także na portalu kalisz112.pl, na którym można znaleźć relacje, zdjęcia z wypadków, pożarów itd. O ile dobrze pamiętam, portal ten zamieścił również wywiad z „bohaterem” (kolega rozmawiał z kolegą, albo „bohater” rozmawiał sam z sobą – któż to wie). Dziwnym trafem wpis ze strony kalisz112.pl zniknął…

Pojawiły się jednak pewne wątpliwości. W komentarzach na stronie kalisz.naszemiasto.pl możemy przeczytać, że „ratujący” i „ratowany” dość dobrze się znają, a ich obecność w jednym miejscu, w tym samym czasie raczej nie była przypadkowa. Komentarze mimo sporej ilości tzw. hejtu czasem zawierają ziarnko prawdy.

Czujna okazała się także kaliska policja. Komuś po prostu „coś” w tej układance nie pasowało. Okazało się, że „tonący” tonął w miejscu, gdzie woda sięga dorosłemu człowiekowi mniej więcej do pasa. Oczywiście i w takiej wodzie można się utpoić. Znalazł się jednak świadek zdarzenia, który słysząc, że ktoś woła pomocy pośpieszył na ratunek, jednak okazało się, że nikt pomocy nie oczekuje, ale po kilkudziesięciu minutach na miejsce nadjechały służby ratunkowe…

Po kilku tygodniach okazało się, że cała ta sytuacja została upozorowana przez trzech nastolatków. „Przypadkiem” wszyscy trzej się znają i redagują portal kalisz112.pl (jeden z nich określa siebie mianem „dziennikarza” portalu calisia.pl) a także stronę na portalu Facebook.com. O całej tej sytuacji możecie poczytać na stronie faktykaliskie.pl.

Pozwoliłem sobie zadać pytanie jednemu z redaktorów portalu kalisz112.pl czy opisana powyżej sytuacja rzeczywiście ich dotoczy, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Mój wpis na ich facebookowej stronie został usunięty, a ja zostałem zablokowany. Mogę się tylko domyślać, że z powodu niewygodnych pytań (dla zainteresowanych – zachowałem wysłane przeze mnie wiadomości).

Bohaterów tej historii czeka teraz sąd, a ja im życzę dotkliwej kary i więcej (dużo więcej) oleju w głowie. Jako pasjonaci ratownictwa i straży pożarnej (tak można wnioskować po stronie, którą prowadzą) powinni zdawać sobie sprawę, do czego mogą prowadzić nieuzasadnione wezwania pogotowia ratunkowego, policji, czy straży pożarnej…

 


Nowa siedziba Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu

fot. Mariusz Jankowski

fot. Mariusz Jankowski

Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu ma nową siedzibę.
1 sierpnia 2013 roku jednostka została przeniesiona z ul. Nowy Świat 35 do budynku przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kaliszu, w którym dawniej mieściła się przychodnia medycyny pracy.

Przeprowadzka jest konsekwencją włączenia Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu (które wcześniej było samodzielną jednostką) w struktury Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Aktualnie w nowej siedzibie stacjonują cztery zespoły ratownictwa medycznego: trzy karetki specjalistyczne (w składzie z lekarzem) oraz jedna karetka podstawowa (w składzie bez lekarza). Docelowo część zespołów ma być rozmieszczona na terenie Kalisza, jednak ich lokalizacja nie jest jeszcze znana. Dyslokacja karetek ma skrócić czas dojazdu do pacjenta.

Nie zmieniła się lokalizacja karetek na terenie powiatu kaliskiego. Zespoły ratownictwa medycznego nadal znajdują się w Brzezinach, Stawiszynie oraz Liskowie. Są to karetki podstawowe, o czym pisałem już wcześniej TUTAJ).

Teren po dawnej siedzibie Pogotowia Ratunkowego w Kaliszu zostanie oddany właścicielowi, czyli Urzędowi Marszałkowskiemu. Co się stanie dalej, chwilowo nie wiadomo. Ptaszki ćwierkają, że całość ma być przekazana gminie żydowskiej. Inna wersja mówi o przejęciu przez Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Kaliszu. Jak będzie – jak zwykle czas pokaże.

Przypomnę jeszcze, że zarówno w przypadku Kalisza, jak i pozostałych podstacji – to jest tylko SIEDZIBA, miejsce wyczekiwania zespołów ratownictwa medycznego. Tutaj nie udzielamy pomocy ambulatoryjnej! 


10 lat minęło…

Jak ten czas leci? Dziesięć lat temu zaczęła się moja przygoda z ratownictwem medycznym. Dokładnie 1 sierpnia 2003 roku rozpocząłem pracę w Pogotowiu Ratunkowym w Kaliszu.  Mniej więcej w tym samym czasie miała początek moja szkoleniowa przygoda. Rocznice, szczególnie te okrągłe skłaniają do refleksji, więc postanowiłem się nimi z Wami podzielić.

Przez te dziesięć lat w polskim ratownictwie medycznym zaszło wiele pozytywnych zmian. Jedna z ważniejszych nastąpiła w 2006 roku, kiedy to po wielu latach w końcu podjęto pracę nad nowym projektem ustawy o państwowym ratownictwie medycznym. Nowa ustawa zaczęła obowiązywać od 1 stycznia 2007 roku i wprowadziła znaczne zmiany w funkcjonowaniu ratownictwa medycznego w Polsce.

Jedną z bardziej zauważalnych (choć oczywiście nie jedynych) zmian było wprowadzenie nowego podziału karetek na „specjalistyczne” (w składzie z lekarzem) i „podstawowe” (w składzie bez lekarza). Wiązało się to również z określeniem czynności, które ratownik medyczny i pielęgniarka mogą wykonywać samodzielnie (czytaj). Z pewnością wpłynęło to również na wzrost prestiżu tychże zawodów. Ratownik medyczny przestał być tylko i wyłącznie „noszowym”, a pielęgniarka „miłościwie noszącą ambu mistrzynią od wkłuć”. Pojawiła się oczywiście masa przeciwników nowego podziału i zespołów „podstawowych”. Rzesza „ekspertów” (którzy nigdy w karetce nie siedzieli) przestrzegała przed negatywnymi skutkami zmian. Karetki „podstawowe” stanowią obecnie około 50% wszystkich zespołów ratownictwa medycznego, a ratownicy medyczni i pielęgniarki zastąpili lekarzy w karetkach. Widać konflikt interesów, prawda? Jednego roku lobby profesorsko – eksperckie podjęło próbę ograniczenia kompetencji zespołów „P”, z marnym na szczęście skutkiem. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej.

Samodzielna praca i zwiększony (albo inaczej: w końcu określony) zakres kompetencji ratowników medycznych i pielęgniarek wiąże się oczywiście z większą odpowiedzialnością, co zmusza (przynajmniej tych myślących i świadomych) do ciągłego kształcenia.

Polskie ratownictwo medyczne nie jest oczywiście doskonałe, ciągle ewoluuje i czeka je jeszcze zmian oraz ciężkiej pracy. Jednak porównując nasz system z  działaniem służb ratunkowych w innych krajach naprawdę nie jest źle. Postaram się o tym napisać innych razem.

Zmiany nastąpiły oczywiście i w kaliskim pogotowiu. Wysłużone karetki zostały stopniowo zastąpione przez nowsze modele. Pożegnaliśmy się z wiekowym Mercedesem pieszczotliwie nazywanym przez nas „Babcią”, czy „papieską erką” (ambulans, który  kaliskie pogotowie otrzymało przed wizytą Jana Pawła II w Kaliszu, w 1997 roku), na zasłużoną emeryturę przeszły także transportowe Polonezy. Z biegiem lat pojawiały się nowe ambulanse, nowy sprzęt i nowi ludzie. Dziś Pogotowie Ratunkowe w Kaliszu już nie istnieje. Decyzją Sejmiku Województwa Wielkopolskiego zostało włączone w struktury Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu. Dobrze to, czy źle – jak zwykle czas pokaże. Zmienia się również siedziba naszego pogotowia. Aktualnie trwa przeprowadzka z ul. Nowy Świat 35, na ul. Poznańską 79 (pawilony po medycynie pracy), a docelowo poszczególne karetki mają być rozlokowane na terenie Kalisza.

Nie zmieniło się jedno: oczekiwania pacjentów. W tym kraju każdemu wszystko się należy! Więc nadal (mimo upływu lat, nowej ustawy, postępu, rozwoju i tak dalej) około 70 – 80% wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego to wyjazdy nieuzasadnione, lub co najmniej kontrowersyjne co wykazała chociażby niedawna kontrola Najwyższej Izby Kontroli.

032Ja również się zmieniłem. Jestem przede wszystkim o dziesięć lat starszy, bogatszy o przeróżne doświadczenia życiowe i zawodowe. Staram się jednak dalej rzetelnie wykonywać swoją pracę i nieść kaganek oświaty.

Jak już wiecie – udało mi się połączyć chęć ratowania ludzkiego życia oraz wiedzę w tym zakresie połączyłem z zamiłowaniem do uczenia ludzi i tak zrodziła się historia szkoleń, którymi zajmuję się już od 10 lat.

Wiedzę w tym zakresie zdobyłem na studiach oraz licznych kursach związanych z ratownictwem medycznym, w których nieustannie uczestniczę, wychodząc z założenia, że tylko ciągły rozwój i doświadczenie pozwalają nam sprostać pojawiającym się, nowym wyzwaniom.

 


Kenijska masakra matatu

W ramach projektu Polskiej Misji Medycznej szkoliliśmy między innymi jednostki St. John (kenijskie pogotowie ratunkowe) w Nairobi i Mombasie. St. John jest obok Red Cross jedną z niewielu służb ratowniczych działających przedszpitalnie. W dużej mierze opiera się na działalności wolontariuszy, dla których jest to szansa na późniejsze zatrudnienie.

Podczas jednego ze szkoleń St. John otrzymał  wezwanie na wypadek – zderzenie trzech aut. Ciężarówka uderzyła w auto osobowe, a matatu (taksówko – autobus na kilkanaście osób) w ciężarówkę i wbił się pod nią.

Taksówką na wypadek
Postanowiliśmy z Grzegorzem pojechać na to zdarzenie. Dali nam po zielonej kamizelce i pobiegliśmy na skrzyżowanie, gdzie miała czekać na nas karetka, która miała nas zawieźć na miejsce zdarzenia.
Karetki niestety nie było, więc szybka decyzja – jedziemy matatu. Reasumując: ekipa pogotowia jechała taksówką, bez sprzętu na wypadek. Za sygnał służyła nam zielona kamizelka wywieszona przez okno. W momencie naszego przybycia na miejscu były już dwie karetki. Pewności co do ilości karetek nie mam, bo był też ogromny tłum ludzi…

Matatu
W matatu teoretycznie może jechać czternaście osób, ale najczęściej jedzie tyle, ile się zmieści. Plus bagaże oczywiście, których kenijczycy przewożą niekiedy bardzo dużo…
Dokładną liczbę uczestników tego wypadku trudno ustalić, ponieważ część osób wydostała się samodzielnie, jeszcze przed przybyciem karetek pogotowia. W momencie, gdy przybyliśmy na miejsce zdarzenia osiem było uwięzionych wewnątrz pojazdu. Dwie osoby już nie żyły. Z uwagi na uwięzienie poszkodowanych w samochodzie, niemożliwe było podjęcie resuscytacji krążeniowo – oddechowej. Zresztą nie byłoby to celowe w tych warunkach.

Matatu wbiło się pod auto ciężarowe (które ma wysoki tył), więc przód całkowicie zniszczony i „wprasowany“ w ciężarówkę. Jedna z pierwszych jednostek straży, jaka była na miejscu miała młotek i piłę do cięcia metalu. Dopiero kolejna miała specjalistyczny sprzęt: hydrauliczne nożyce do cięcia metalu i piłę spalinową, w której po kilku minutach skończyło się paliwo… Na szczęście mieli zapas benzyny w kanistrze.

How to do it?
Operacja wydobycia poszkodowanych była bardzo trudna. Zarówno straży, jak i zespołom pogotowia nie brakuje doświadczenia w tego typu zdarzeniach, ale brakuje im tzw. know-how, czyli pewnej koncepcji, sposobu podejścia do tego typu wypadku i wydobycia poszkodowanych.

W pierwszym momencie z przerażeniem patrzyliśmy na tłum ludzi, którzy rękami szarpali powyginane blachy busa. Ludzie chcieli pomagać, ale częściowo wprowadzało to chaos. Była też próba przepchnięcia wielkiej ciężarówki. Około 20 – 30 osób próbowało ją zepchnąć, żeby dostać się do poszkodowanych. Nie brakowało też oczywiście zwykłych obserwatorów i komentatorów. Na szczęście obecni na miejscu policjanci (w dużej ilości), wspomagani przez ratowników z St. John opanowali tłum i w miejscu zdarzenie pozostali ci, którzy naprawdę do czegoś się przydali.

Pierwszy pomysł, rozpoczęty jeszcze przed naszym przybyciem to uniesienie tyłu ciężarówki i wyciągnięcie matatu spod niej. Zrobiono to za pomocą lewarków i piramidy z kamieni, która została ułożona pod kołami ciężarówki. Następnie matatu zostało wyciągnięte spod ciężarówki przez jakąś formę pojazdu pomocy drogowej, który był dociążany przez kilkanaście osób stojących na jego pace. Dalej auto zostało pocięte na kawałki i tak krok po kroku wydobywaliśmy poszkodowanych. O dziwo słuchali też „mzungu” (białego), co chyba im się przydało.

Kenijska masakra nie taka masakryczna
Wydobywanie poszkodowanych trwało ok. 40 minut (licząc od momentu naszego przyjazdu). Cała nasza akcja – od momentu wyjścia z siedziby St. John do momentu powrotu – trwała nieco ponad godzinę. Biorąc pod uwagę braki sprzętowe (w porównaniu z polskimi jednostkami) i warunki – to naprawdę dość szybko. Nie brakowało za to siły roboczej, o czym pisałem wcześniej.


motocyklisci kalisz gremium kalisz
  • Kategorie

  • Archiwum

  • Zapraszam na Facebooka :-)

  • Moje filmy

    Śnieżka
    Śnieżka
    X Mistrzostwa Polski
    X Mistrzostwa Polski
    Rowerowo...
    Rowerowo...
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
    Pieszy. No przecież na pasach jest, nie?
  • © 2011 Jakub Rychlik. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione. Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za szkody mogące wyniknąć z niewłaściwego zastosowania prezentowanej na stronie www.jakubrychlik.pl wiedzy w praktyce.
    Motyw iDream: Templates Next , tłumaczenie: WordpressPL | Działa na WP